Właściciel
Kormara wyminęło kilku jego towarzyszy, od razu rzucając się w wir walki. On wciąż trzymał się nieco z tyłu, na końcu grupy Jedi. W pewnej chwili w stronę Mistrza poleciało kilka blasterowych boltów. Odbił je bez wysiłku dwoma r*chami miecza, a trzecim posłał dwie ostatnie wiązki w stronę strzelców. Jeden z żołnierzy Imperium padł na zasypaną gruzem posadzkę.
W pewnej chwili Kormar wyczuł, że dwóch wojowników Ciemnej Strony bierze go na cel. Stanął w pozycji do walki i połączył się z nimi więzią mentalną, wzmocnioną dodatkowo zmysłami Mocy. Wyczuł mieszaninę kilku negatywnych emocji, wśród których przeważały gniew i strach. Zaatakowali pierwsi.
Jedi nie cofnął się. Uczynił krok naprzód, parując kilka pierwszych ciosów wrogów, po czym przeszedł do kontrataku. Jeden z Sithów ugiął się pod jego trzema ciosami, ale Mistrz musiał zaraz zająć się blokowaniem wściekłej szarży drugiego. W trakcie tego manewru cofnął się o krok, odwrócił, blokując ostrze pierwszego przeciwnika i kopnął go w pierś, odrzucając o parę kroków. Zyskawszy tym sposobem czas na walkę z pojedynczym wrogiem, zwarł jego klingę ze swoją w pojedynku na bardzo krótki dystans, gdzie jego styl walki był najskuteczniejszy. Wróg chyba się w tym zorientował, bo zaczął z uporem cofać się, ale nie miał na to czasu, zasypywany szybkimi ciosami Mistrza Jedi. Kormar, wyczuwszy że z boku podchodzi kolejny przeciwnik, przyspieszył swoje ataki i w końcu, odbijając ostrze Sitha w prawo, przeciął go na ukos, z prawego boku, przez miednicę, do lewego uda. Odwrócił się, by stawić czoła nadbiegającemu wrogowi, lecz ten wdał się w walkę z jakimś padawanem. Kormar ruszył, by mu pomóc, nagle jednak poczuł palący ból w prawym udzie. Uklęknął i odruchowo odbił kolejny bolt, pochodzący z blastera jakiegoś żołnierza. Po chwili żołnierz ten zginął jednak od innej czerwonej wiązki.
Kormar wstał. Noga bardzo go bolała, ale wiedział, że wciąż może walczyć. Wokół wciąż trwała bitwa, ale widać było o wiele mniej niebieskich i zielonych kling. W jego stronę ruszyli kolejni wrogowie.
***
Shanir już miał zakończyć życie padawanki, gdyby nie to, że nagle została ona przepołowiona przez przebiegającego innego wojownika Sithów, który zaraz wdał się w walkę z dwoma innymi Jedi. Zaklął cicho i kątem oka zobaczył przelatującą Shea Vizlę, ostrzeliwującą oddział Straży Świątyni. Zawsze opłacało się mieć Mandalorian po swojej stronie.
W jego stronę poleciało kilka boltów pochodzących z broni strażników, ale odbił je bez wysiłku i ruszył w poszukiwaniu kolejnego oponenta. Nie zawiódł się. Okazało się bowiem, że jest nim jeden z członków Najwyższej Rady, mógł wyczuć to poprzez promieniującą od niego przez Moc pewność siebie i obrzydliwy wręcz spokój. Nie był on, co prawda, idealny, dało się wyczuć lekkie negatywne emocje, ale w porównaniu z Shanirem był on jak mnich Dai Bendu. Mężczyzna o czarnym zaroście rzucił się na Shanira z zamiarem szybkiego zakończenia sprawy. On jednak miał inny plan.
Odbił dwa pierwsze ataki i natychmiastowo przeszedł do kontry. Mistrz Jedi sparował wszystkie jego ataki, po czym kopnął go w pierś. Sith jednak cofnął się tylko o dwa kroki i kontynuował walkę. Jego oczy zapłonęły żółtą energią Ciemnej Strony, kiedy zasypywał Jedi kolejnymi i kolejnymi ciosami.
Na twarzy tamtego zaczęło być widać zmęczenie, jednak dzielnie parował, a nawet kontrował. Shanir zorientował się, że także jest bardzo zmęczony. Zaraz jednak usunął tę myśl z głowy szybką refleksją: "Przetrwałeś trening Imperialnych i Sithów, przetrwasz i to".
W pewnej chwili odłamki metalu z jakiejś zbroi uderzyły w walczących mężczyzn, którzy odruchowo się skulili. Shanir już miał ponownie zaatakować przeciwnika, gdy zauważył, że nie może on wstać, gdyż jego odłamek trafił w lewe udo. Sith szybkim cięciem chciał zakończyć życie klęczącego Mistrza Jedi, ten jednak odbił broń Shanira i odrzucił go pchnięciem Mocy. Wstał i zaczął biec w stronę Dakkisa, lekko utykając.
Zanim jednak cholernie wytrzymały Jedi przebył połowę drogi, kilka blasterowych błyskawic trafiło go w różne miejsca na ciele. Odbił dwie, ale dwie kolejne spowodowały upadek Jedi na ziemię. Shanir podbiegł do niego i dobił, przebijając mężczyznę na wylot przez brzuch. Jakiś imperialny żołnierz kiwnął mu głową i wrócił do ostrzeliwania reszty Jedi.
Wojownik rozejrzał się. Sithów było co najmniej o połowę mniej, ale nawet jedna trzecia Jedi nie przetrwała. Widział najwyżej dziesięć niebieskich lub zielonych kling. W tym dwóch ostatnich członków Rady. Jeden był nautolaninem i walczył właśnie z trzema Sithami, drugi to jakiś człowiek o siwej brodzie, starający się odbić pociski z blasterów imperialnej piechoty.
Kątem oka dostrzegł, że Darth Malgus wdał się w walkę z bardzo doświadczonym wojownikiem Jedi, dzierżącym miecz o zielonej klindze.
***
Reb zobaczył, że trzech jego ludzi dostało i leżało na wybrukowanym chodniku, najpewniej martwych. Potrząsnął głową, by odpędzić negatywne myśli i wrzasnął:
- Ku*wa, NAPRZÓD, powiedziałem!!! Raz!
Wyjrzał zza tymczasowej osłony, jaką był jakiś murek i wystrzelił serię, by dać znajdującym się najbliżej członkom oddziału szansę na dokonanie szarży na wroga. Udało się, członkowie Straży schowali się za swoją osłonę i dziesięciu najbliższych członków oddziału pobiegło w tamtą stronę. Za nimi podążyła reszta. Kiedy byli w połowie drogi, ogień z granatników jego ludzi, o który prosił Helsun, spowodował dużą destabilizację w szeregach wroga. Helsun uśmiechnął się, zmniejszył tempo strzelania i sam ruszył w stronę wroga.
Po drodze kolejnych kilku jego ludzi padło od pocisków z broni Straży, ale kiedy wszyscy dotarli do osłony, za którą chowali się przeciwnicy, wszyscy byli martwi w przeciągu dziesieciu sekund. W trakcie tego manewru zginął jeszcze jeden członek oddziału.
Nagle ich pozycję zalał deszcz blasterowych boltów. Wszyscy rzucili się za osłonę. Helsun wychylił się lekko i dostrzegł stanowisko ciężkiego karabinu blasterowego sto metrów dalej. Miał on osłonę przeciw granatom i nie przerywał ognia. Reb od razu cofnął głowę, myśląc, jak to załatwi, bo z drugiej strony nadbiegał już kolejny, dziesięcioosobowy oddział Straży Senackiej. Kątem oka dostrzegł, jak Darth Angral wbiega z włączonym mieczem świetlnym do budynku Senatu przez główne drzwi. Jeśli szybko nie zlikwidują tego CKB-a, żołnierze z reszty oddziałów, także ostrzeliwani przez załogę karabinu, mogli mieć bardzo duży kłopot z dokończeniem tego, co zaczęli.