Nazwa mówi sama za siebie. Są to ulice tegoż miasta. Wszystkie, te w centrum, na obrzeżach, obwodnica, drobne uliczki... długo by wymieniać.
Emily, odpowiednio przygotowana do szkoły, szła właśnie do niej chodnikiem. Miała do niej 1,3km, a to nie mała odległość, tym bardziej jeżeli chce się ją pokonać na nogach. Ulice obecnie rano prezentowały się przyzwoicie, były czyste, wysprzątane. Nawet pogoda była ładna. Słońce oświetlało swym jeszcze pomarańczowym blaskiem ulice między budowlami. Było nieco chłodnawo, nawet w słońcu, ale takie już uroki chodzenia rano po ulicach.
Właściciel
Nieco pożałowała, że ubrała sam bezrękawnik, mogła zabrać ze sobą jeszcze przynajmniej bluzę. Zapisze sobie na przyszłość. Niemniej, teraz postarała się zignorować lekki chłód i dalej szła do szkoły.
W drodze do szkoły, im bardziej się zbliżała, tym więcej ludzi mijała. Niektórzy wpatrzeni w telefony, inii rozmawiający. Czasami przed domami siedziała para emerytów, wskazując ją palcem, a dokładniej brzuch, szepcąc coś pod nosem, patrząc na nią z ukosa krzywym wzrokiem. Innym razem, jakiś malec bawiący się przed domem, zapytał się mamusi "Mamo! A czemu ta Pani jest taka duża?", ale widziała go zawsze i zawsze zadawał to samo pytanie, więc nie trzeba się tym zbytnio przejmować. No, chyba że będzie miała zły dzień, ale to co innego. W końcu jednak dotarła pod szkołę, a z zegara nad głównym wejściem mogła wywnioskować, że miała jeszcze dziesięć minut! Niezwykły czas, czyż nie?
Właściciel
Całkiem nieźle, rzeczywiście. Z wciąż całkiem dobrym humorem, poszła do swojej szafki. Miała tam złożone jeszcze parę książek, wymaganych na dzisiejsze lekcje.
Dotarła tam bezproblemowo, a przy samych szafkach czekała na nią znajoma z klasy, Rachel. Kiedy tylko ją ujrzała, pomachała jej, po czym podeszła, kiedy Emily zajęta była wyciąganiem potrzebnych przedmiotów.
- Witaj.- Zaczęła wesoło, pochylając się nad nią nieco z boku.- Wiesz może, czemu policja zabrała tego gościa z Neckellson Ave?- Neckellson Ave znajdowało się niedaleko Arrow Street, gdzie mieszkała Emily. Sama ta sprawa mogła jej niewiele mówić, acz na pewno usłyszała narzekania od ojca wieczorem, że kolejnego stamtąd biorą. Ogólnie ojciec mówił tak zawsze, jak policja zjawiała się na Neckellson Ave, uważał ją za złą część miasta i zabraniał Emily się tam zapuszczać, aby nie wpadła w złe towarzystwo. Co ciekawe, Rachel też tam mieszka, a wydaje się w miarę normalna. W miarę, bo jak wiadomo każdy ma czasami jakieś dziwne sytuacje, ale na ogół wyglądała na dziewczynę z dobrego domu.
Właściciel
- O, cześć Rachel. - Uśmiechnęła się do znajomej i zastanowiła moment nad jej słowami, opierając się o szafkę. - Nie wiem czemu go zabrali, wiem tylko, że kogoś zabrali. Opowiesz mi coś więcej o tej sprawie? -
- Właśnie sądziłam, że ty wiesz. U mnie w domu się nie wspomina o takich rzeczach...- Powiedziała nieco ciszej i mniej pewnie, patrząc się przy tym jednocześnie w podłogę. Trwało to chwilę. Niezbyt długą. Uniosła głowę do góry, już z uśmiechem na ustach, po czym powiedziała:
- Dobra, to ja idę się zapytać Drake'a. Jeżeli przyszedł...- Powiedziała, po czym odeszła. Drake był jej starszym bratem, który trzymał "z tym złem", jakby to określił ojciec pulchnej dziewczyny. Miał na koncie parę mniejszych wykroczeń, był też w miarę na bieżąco z wydarzeniami w mieście, częściej wiedział nawet przed ogłoszeniem w gazetach o ważnych dla miasta wydarzeniach. Udało jej się w końcu wydobyć wszystkie potrzebne rzeczy. Mogła pomyślnie ruszać na zajęcia.
Właściciel
Nieco zastanowiła ją ta sprawa z policją, zmartwiła się o Rachel. Czyżby jej znajoma chciała coś ukryć? Niemniej, poszła do klasy, w której miała lekcje.
Właściciel
Vapen
Zaraz jak Thomas wybiegł na ulicę, zderzył się z pewnym jegmościem, boleśnie obijając sobie nos. Był to staruszek, szczerbaty, z dziką brodą, zalatujący alkoholem. Miał przy sobie dwie łopaty. Zaraz się podniósł i podał dłoń Thomasowi, wyszczerzając się z dziwną iskrą w oczach:
- Jak dobrze, że na Ciebie wpadłem! Chodź za mną, pomożesz mi! Będziemy bogaci! -
-C-o...?- Chłopak spojrzał zdezorientowany na mężczyznę, po czym oddał mu łopate. -Nie, dziękuję, spiesze się.- Dodał pod nosem i zaczął, szybkim krokiem, iść wymijajac staruszka.
Właściciel
- Ale...Ale...! Młody, fortuna! - Krzyczał za Tobą dziadyga, jednak za zakrętem szybko straciłeś go z oczu. Dzień był ładny, miasteczko budziło się do życia, słońce świeciło, pomimo tego, że było nieco chłodno.
//Ustalmy, że Thomas także chodzi do tej szkoły Lincolna, ok?
Chłopak lekko zwolnił i rozejrzał się. Już i tak był spóźniony, więc obecność na lekcji, czy też jej brak, nie sprawiały mu problemów. Na rodziców i tak miał wywalone. Kontynuuowal więc wolnym krokiem.
Właściciel
//Jasne//
Jako, że szedł wolnym krokiem, do szkoły nie zajdzie zbyt prędko. Za to mógł przyjrzeć się życiu ulicy, które o tej godzinie raczej gnieździło się w samochodach, które zasuwały do pracy. Niemniej, chodnikiem też poruszali się przechodnie. Szła matka z dzieckiem, po drugiej stronie brodaty hipster nie prędko kroczył, siorbiąc kawę.
Właściciel
//Papen, jak nie podoba Ci się moje adminostwo, to do gry zmuszać Cię nie będę, ale weź proszę powiedz, co robię źle, bym mógł się poprawić. //
Właściciel
Victoria dotarła na ulice miasta. Rodzeństwo, którym miała się zaopiekować nie mieszkało daleko, ale nie mieszkało też blisko. Co do pogody, był to jeden z tych dni, kiedy temperatura nie rozpieszczała, a popłudniowe słońce znęcało się nad dziewczyną, opierając promienie na jej plecach.
Emily wyszła na ulicę wczesnym popołudniem. Było już cieplej niż rano, ale wiało mocniej ciepłym wiatrem. Widziała też, jak co niektóre idą na autobus, innych odwożą rodzice do innego miasta, a część idzie wspólnie na zakupy. No, ale że Emily wybrała dom, to tam się udała.
Fisto
Ruszyła szybkim marszem, starając się wybierać drogę w cieniu budynków. Jak z komunikacją miejską?
Właściciel
Emily
Poszła prosto do domu, ale nie ma jej się co dziwić. Była cholernie zmęczona i marzyła o zimnym prysznicu, więc nie marnowała czasu na postronne czynności.
Emily ma dziś szczęście, jak było wspominane kilka razy. Tym razem dlatego, że koło niej zatrzymał się samochód jej ojca. Zaraz po tym uchylił okno.
- Widzę, że nieźle cię tam tyrają. Aż mi się młodość przypomniała.- Zapatrzył się chwile w niebo, acz nie na długo.- Dziś wypuścili mnie wcześniej, bo jakiś pracownik ma odbyć karę za coś tam, i siedzieć o dwie godziny dłużej. Szkoda mi człowieka... podwieźć Cię?
Właściciel
Victoria
Akurat nic nie przejeżdżało, oprócz autobusów, wyjeżdżającyh z innej szkoły. Chyba, że za komunikację miejską można uznać rowery do wypożyczenia za skromną sumę.
Właściciel
Emily
Szczęście, i to jakie!
- Jeszcze pytasz. - Powiedziała bardziej żartobliwie, niż uszczypliwie w stronę ojca. Od razu otwarła drzwi i wyskoczyła na tylną kanapę, bo za nic nie chciało jej się obchodzić samochodu, by zająć siedzenie pasażera.
Ojciec ruszył więc z miejsca w stronę domu.
- Jak w szkole?
Właściciel
Emily
- A, zwyczajnie...Tylko czwórka z historii. - Odpowiedziała.
- Dla ciebie "Tylko", dla mnie "aż" czwórka. A... za co tak dokładniej?
Właściciel
- Byłam pytana, ogólnie z wojny o niepodległość. -
- To dobrze. Historię swego kraju trzeba znać. A... uczyłaś się coś na to?
Fisto
Nie ma po co, pójdzie piechotą. Ruszyła dziarskim krokiem w stronę pracy
Właściciel
Emily
- Eee...Szczerze, to tylko powtórzyłam na przerwie...-
Fistoszek
I po chwili dotarła pod rzeczony dom.
- I na cztery? To albo były łatwe pytania, albo uzdolniona jesteś.
Właściciel
Fistoszek
//Zmiana tematu na dom Ellen Northwest//
Emily
- Raczej to pierwsze, bo na pewno historia to nie moja działka. -
Właściciel
//Zapomniałem zrobić...Później się tym zajmę, dobrze? //
- A tak poza tym... jak na treningu?
Właściciel
- Treningu? No, dostałam funkcję na występ za dwa dni! - Odpowiedziała z lekkim podekscytowaniem.
- Ooooo. A jakaż to funkcja? Jakaś ważna, jak rozumiem?
Właściciel
- Ważna, tak.mi się wydaję. Będę podrzucała inne dziewczyny do góry, tak, by te mogły robić w powietrzu akrobacje. Czyli w sumie będę katapultą. -
- No, to naprawdę ważne. O, już jesteśmy. Powiedział, po czym wysiadł z pojazdu. Zaparkował akurat na podjeździe do garażu.
Właściciel
- Dzięki za podwózkę. - Emily uśmiechnęła się do Ojca, wysiadając z samochodu. Poszła za nim do drzwi frontowych, ale jeżeli jej Ojciec zmierzał gdzie indziej, to sama wyciągnęła klucze i weszła do domu.
Właściciel
C4
Mike wyszedł na ulicę. Było już nieco późno, lecz słońce wciąż oświetlało okolicę zachodzącym blaskiem.
//Ey no, za co porównujesz mnie do wybuchowego plastiku?//
Mike jest człowiekiem czynu, nie duszy. Idzie do sklepu i tyle.
Freddy zamknął swoje mieszkanie na klucz i wolnym krokiem udał się w stronę sklepu. Nie spieszyło mu się, bo w zasadzie i tak nie ma nic lepszego do roboty, a podczas spaceru może sobie podziwiać okolicę.
Właściciel
To był ładny dzień, otoczenie było spokojne. Słoneczko przygrzewało, dzieci bawiły się na dworze, klikały zraszacze trawników, a Ciebie właśnie mijała jakaś spocona oraz zadyszana fanka joggingu, fast foodów i farbowanych włosów.
Widząc kobietę zrobił skwaszoną minę i starał się ją ominąć jak najdalej się da. Powstrzymywał się by nie zwyzywać kobiety za jej stan. Jak można tak zranić swoje ciało? Żałował że nie wziął ze sobą broni, zaprowadziły dzisiaj trochę porządku na ulicy, zaczynając od odchudzenia tej panny, jednym, celnym strzałem...
Właściciel
Wyglądało na to, że już sama nad tym pracowała. Nie zważając na Ciebie, pobiegł wolno w swoim kierunku, mijając Ciebie bez zbędnych zdarzeń. Chwilę później jednak, na chwilę twoją uwagę przykuł transwesyta po drugiej stronie chodnika i to wystarczyło, byś zderzył się z czarnoskórym młodzieńcem. Oboje upadliście, tak samo przyczyna zdarzenia - teraz już roztrzaskana komórka. Po ulicy potoczyła się też piłka nożna.
- Ała...Przepraszam Pana. - Zaczął młodzieniec, z żalem spoglądając na rozdarcie materiału spodenek i rozbite kolano.
Freddy ma od dzisiaj nowe postanowienie - od dzisiaj zawsze będzie opuszczał dom ze swoją bronią. Obok niego przeszła właśnie żywa tarcza na kule, po drugiej stronie ulicy widział chorego psychicznie człowieka, dla którego jedyny ratunek to śmierć, a zderzył się z niewolnikiem... Dlaczego w tym kraju pozwalają na takie rzeczy?! Będzie musiał zrobić z tym porządek, ale to później, bez broni nic nie wskóra...
- Uważaj jak chodzisz niewolniku! - Wychrypiał staruszek i zaczął podnosić się z ziemi. - Dobrze że Ci telefon rozbiło Ty hultaju! - Wypluł Freddy i po wstaniu z ziemi, na wszelki wypadek dobił telefon i ruszył dalej w stronę sklepu.
Właściciel
- Dziadku, co z Tobą nie tak?! To był tylko wypadek! - Murzyn odgroził się na odchodne, widząc jak załatwiłeś jego telefon. Znałeś go z widzenia, chyba mieszkał niedaleko. Niemniej, poszłeś w swoją stronę.