Głuche Doliny

Avatar Concordia
Moderatorka
Miejsce położone gdzieś we wschodniej części świata baśniowego, o tyle odludne co niezwykłe w swej istocie. Skąpane w gęstej mgle i przyciemnionych barwach, Głuche Doliny charakteryzują się tym, iż nie wydobywa się z nich żaden, nawet najcichszy dźwięk. Jeśli znajdziesz się przypadkiem u granicy owych dolin, nie usłyszysz nawet szelestu wiatru, do momentu, kiedy nie znajdziesz się w samym sercu tejże odciętej od świata krainy. A i tam dźwięki są naprawdę nikłe - jedynie cichutki szelest traw, czyiś szept czy odgłos łamiącej się gałązki czasami przebija się przez panującą tu wiecznie ciszę, o której można by rzec, że jest wręcz namacalna. A tego, który odważy się zaburzyć ową ciszę, spotka nieunikniony, marny los, a wszelka pamięć o nim raz na zawsze zaginie.

Avatar Concordia
Moderatorka
BudowniczyMakaronu:

Nicole obudziła się pośród kompletnej ciszy na twardej, kamiennej podłodze jakiegoś skrytego w półmroku pomieszczenia, z potwornym bólem głowy i nie pamiętając, jak się tutaj znalazła. Ostatnim jej wspomnieniem był most, z którego skoczyła z chęcią odebrania sobie życia. Jej ciało zetknęło się z gładką taflą... I dalej już niczego nie pamiętała. A może umarła? Mało prawdopodobne, zważywszy na to, że głowa bolała ją niemiłosiernie. W ciemnościach jej palce natrafiły na coś miękkiego i jedwabistego w dotyku... Czyjeś włosy? Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu było okno, wychodzące na pochmurne poranne niebo i gęsty las dookoła, a struga światła zowąd się dobywająca odsłaniała przed nią jedynie fragment wykładanej kamiennymi płytami posadzki, na której leżała oraz stare zakurzone meble w pobliżu. Nie było słychać absolutnie niczego. Czuła za to paskudny, niemożliwy do wytrzymania odór zgnilizny, jakby jakaś padlina rozkładała się w pobliżu niej. Jej szczurek Mid poruszał się niespokojnie w torbie, popiskując od czasu do czasu. Najwyraźniej on też czuł ten potworny zapach, wraz z aromatem stosunkowo drogich perfum wypełniający całe otoczenie i przyprawiający o zawrót głowy.

Um_ok:

Louis obudził się nad brzegiem cichutko chlupoczącego strumienia, wsparty plecami o jakiś głaz i nie pamiętający, jak się tutaj w ogóle znalazł. Krajobraz wokół był mu kompletnie nieznany - ot całkowicie zwyczajny, ponury las, nad którym gdzieś w oddali górowała samotna, zrujnowana wieża. Był wczesny ranek, a powietrze przesycone było charakterystycznym zapachem ozonu, niechybnie zwiastującym zbliżającą się burzę. Po chwili jednak rzuciło mu się na uwagę jeszcze coś innego, co było dość... Nietypowe w lesie, który wcale nie wyglądał na wymarły. Mianowicie - nie słyszał tutaj kompletnie niczego poza owym cichuteńkim chlupotem strumienia. Ani śpiewu ptaków. Ani szelestu drzew uginających się na wietrze. Kompletnie niczego. Istnieje wprawdzie powiedzenie 'cisza przed burzą' jednakże tutaj było ono chyba aż nadto dosłowne. Po chwili dało się słyszeć delikatne podzwanianie jakiegoś małego dzwoneczka. Nim Louis się obejrzał, na piaszczystej ścieżce tuż obok niego zatrzymał się powóz zaprzężony w cztery konie, którego nie było ani trochę słychać, kiedy się zbliżał, pomijając ów brzęk dzwoneczka u szyi jednego z koni. - Zgubiłaś się, młoda damo? - ze środka karocy przez niewielkie okienko spojrzał na chłopaka przystojny, elegancki mężczyzna w czarno-czerwonym stroju jakby rodem wziętym z filmowej adaptacji Romea i Julii. Miał on długie, czarne, związane w wysokiego kucyka włosy i lśniące czerwienią oczy, idealnie komponujące się z jego figlarnym uśmiechem, goszczącym w tej chwili na jego ustach. - Podwieźć cię? - zapytał spokojnie, na tyle cicho, że jego głos ledwie przebijał się przez dźwięk płynącego strumienia. Może to była jakaś tajemnicza magia tego miejsca, a może nieznajomy to robił celowo, ale jego głęboki, opanowany głos idealnie się wpasowywał w harmonię tego zacisznego miejsca, ani trochę nie mącąc ciszy, która zdawała się tutaj panować.

Avatar um_ok
Na lico Lousia wpłynął rumieniec. Natychmiastowowo wstał i otrzepnął suknię. Przez chwilę wstał i po prostu niegrzeczne gapił się w nieznajomego.
Co miał do stracenia? Był całkowicie sam, w miejscu które przyprawiało go o dreszcze.
W końcu jednak, nie mówiąc nic, kiwnął głową. Dopiero po chwili z trudem odzyskał głos i dopowiedział nerwowo:
-Podwózka brzmi dobrze...-
Chłopak tym bardziej przyprawiał go o zdenerwowanie, tym bardziej że był w jego typie. I pomylił go z dziewczyną, a Louis nie chciał szybko go z błędu wyprowadzić. Co jak co, ale niektóre przyzwyczajenia są po prostu za silne.

Avatar BudowniczyMakaronu
Myśl, myśl.... analiza, ODDYCHAJ!... rzuciłam się z mostu, z wysoka. Jeżeli żyje, mam prawdopodobnie obrażenia wewnętrzne. Mam czucie w rękach... Poruszyła obiema stopami i zagięła nogi w kolanach. ...Czucie w nogach. Kręgosłup w miarę sprawny. Dobrze. Dobrze... ale gdzie ja jestem? Jęknęła, kojarząc dany zapach z pewnym miejscem. O Boże, o Boże... jestem w kostnicy.... Zakryła sobie nos i usta swetrem, próbując uciec od tego smrodu. Sięgnęła ręką do kieszeni w poszukiwaniu smartfona. Chciała odpalić aplikację latarki i poszukać jakiegoś sposobu na zaalarmowanie obsługi, czy też zwykłych drzwi.

Avatar Concordia
Moderatorka
Um_ok:

- W takim razie zapraszam do środka, mademoiselle - to mówiąc nieznajomy (wcześniej spoglądający na Louisa jedynie przez okno powozu) otworzył przed nim drzwiczki prowadzące do środka i teatralnym wręcz, eleganckim, zapraszającym gestem, pokazał mu, żeby wszedł do wnętrza karocy, po czym - jak na prawdziwego gentlemana (myślącego, że ma do czynienia z kobietą) przystało - podał Louisowi rękę, żeby pomóc mu wsiąść do powozu, uśmiechając się przy tym doń czarująco. - Nazywam się Feliss Miller, prawa ręka niegdysiejszego markiza Carabasa, a obecnie panującego władcy Królestwa Regnalis. A czy piękna pani również zdradzi mi swe imię?

BudowniczyMakaronu:

Telefon znajdował się na swoim miejscu. Kiedy jednak włączyła latarkę... Miejsce, w którym się znajdowała, okazało się wcale nie być kostnicą. Stare zakurzone meble wokół wyglądały zupełnie, jak wyposażenie czyjejś sypialni, wraz z pięknymi, ozdobnymi malunkami na ścianach i niedziałającą pozytywką, stojącą na toaletce z lustrem. A zapach, który tak zatruwał pomieszczenie, dobiegał od zmasakrowanego, rozkładającego się i koszmarnie cuchnącego ciała, leżącego tuż obok Nicole, tak, że tym czymś miękkim, czego dziewczyna przed chwilą dotknęła w ciemności, były właśnie nierówno obcięte, wręcz poszarpane włosy nieznajomej, ciemne i lepiące się od krwi, którą teraz Nicole miała także na ręce i kawałku rękawa. Szeroko otwarte, prawie już całkowicie wyżarte przez robaki oczy kobiecych zwłok, zdawały się patrzeć wprost na nią, a przerażona, pełna bólu mimika jej twarzy była wręcz nie do opisania. Ubrana była w piękną, fioletową suknię, a z jej rozciętego brzucha na wierzch zostały wyciągnięte jelita, które teraz z największą przyjemnością szarpały kruki, które najwidoczniej musiały wlecieć do pomieszczenia przez otwarte okno. Żaden z nich nie wydawał z siebie jednak żadnego dźwięku. Zupełnie jak na niemym filmie, z tym, że obraz w żadnym razie nie był czarno-biały ani niewyraźny. To wszystko działo się jak najbardziej realnie.

Avatar BudowniczyMakaronu
Nicole krzyknęła bardzo głośno i bardzo przeraźliwie. Gdy później wracała wspomnieniami do tego momentu, sama nie wierzyła, że jej gardło może wydać taki dźwięk.
Wstała na kolana i odskoczyła pod najbliższyą ścianę.
Wdech. Wydech. NIE!!! Śmierdzi!! Nie chcę tu być, nie chcę. Chciałam po prostu umrzeć, nie tego!
Po około 5min takich myśli, gdy zaczęła tracić powietrze, zdecydowała się podjąć jakieś działanie. Wstała na proste nogi i zaczęła oświetlać pomieszczenie, szukając jakichś drzwi lub czegoś w tym stylu

Avatar um_ok
Chłopak uśmiechnął się lekko i przyjął wyciągnią dłoń, modląc się by rumieńce w żaden sposób go nie zdradziły. Nie przeżyłby.
-Louis. Louis Foix. Nie jestem chyba nikim szczególnym.- Dodał szybko, siadając w pojeździe. Wyjrzał ostatni raz za okno i ponownie spojrzał na czarnowłosego. Wciąż czuł się dziwnie, obco. Nieprzyjemnie.
-Co to za miejsce, Felissie?- Zapytał, lekko przekręcając głowę.

Avatar Concordia
Moderatorka
BudowniczyMakaronu:

Pomieszczenie nie posiadało drzwi, przejścia w podłodze ani niczego takiego, co dałoby się zauważyć w świetle latarki z telefonu. Było tylko dość szerokie okno, z solidnym metalowym hakiem wbitym koło niego w ścianę, zupełnie, jakby można było zawiesić na nim linę i zejść po niej na dół. Brakowało jednak jednego, dość istotnego elementu - rzeczonej liny. W pomieszczeniu Nicole nie znalazła ani jej ani niczego, co mogłoby za linę posłużyć, pomijając pościel na łóżku (i tak za krótką, żeby mogła starczyć zamiast liny) i... Wielowarstwową suknię nieboszczyka, która w tej roli spełniłaby się wręcz idealnie, gdyby ją podrzeć na kawałki i solidnie związać w jedną długą linę. Wcześniej oczywiście zdejmując to ubranie z martwej dziewczyny - inaczej się nie dało.

Um_ok:

Kiedy Feliss zamknął za Louisem drzwi, powóz drgnął lekko, a następnie bez wydawania przy tym jakiegokolwiek dźwięku ruszył w dalszą drogę po piaszczystej ścieżce, mniej więcej w stronę owej samotnej, zrujnowanej wieży, którą mógł zauważyć chwilę po obudzeniu, aczkolwiek nieco bardziej w lewo. Czarnowłosy usiadł naprzeciwko Louisa i uśmiechnął się doń w nieco drapieżny, najwidoczniej typowy dla siebie sposób. - Głuche Doliny. Miejsce, gdzie nie dociera żaden dźwięk z zewnątrz, położone mniej więcej na północ od Królestwa Rosaurum. Jeśli można wiedzieć, dokąd piękna pani podróżowała, że przyszło jej się zagubić w tak niegościnnych stronach? Miałaś wielkie szczęście, mademoiselle, że akurat tędy przejeżdżałem. To rzadkość spotkać w tym miejscu kogoś żywego... Pomijając oczywiście królewnę Rapunzel, do której właśnie jadę z wizytą. Kiedy już będę od niej wracał, mogę zawieźć cię dokądkolwiek zechcesz, panno Louise... Posiadasz w ogóle jakiś tytuł szlachecki, którym powinienem się do ciebie zwracać, czy też mogę mówić ci po imieniu?

Avatar um_ok
Chłopak zmarszczył brwi i przyjrzał się Felissowi.
-Nie mam tytułu szlacheckiego... - Zaczął. - Czy... Czy to wciąż Francja?- Zapytał cicho, lekko opuszczając głowę. Przegryzl dolną wargę, próbując ogarnąć całą sytuację. -To szaleństwo. To nie jest Francja, ani żaden inny kraj,prawda?- Powiedział jakby sam do siebie. -A Roszpun...-Gwałtownie uniósł głowę. W jego oczach pojawiły się ogniki zdenerwowania, a sama osoba Felissa nie wydawała się już kłopotać Louisa.-Królewna Razpunzel jest postacią z bajki! -

Avatar BudowniczyMakaronu
Nicole zastanawiała się bardzo długo. Może nawet kilka godzin.
Co z szacunkiem do zmarłych? Co, jeżeli zabiła ją jakaś zaraza i ja też tak skończę?
Lecz po pewnym czasie zrozumiała. Nawet jeżeli to zaraza to i tak jest już zarażona i nie ma dla niej ratunku. Zabawne. Chciała umrzeć, ale nie na takich zasadach. Chciała umrzeć po swojemu. Wypowiedzieć ostatnie słowo. Ta możliwość została jej jednak zabrana.
Nie, o nie. Nicole nie miała zamiaru tu umierać. Nie chciała skończyć tu jak ona. Musi stąd wyjść.
Podeszła do zwłok. Teraz albo nigdy. Zabrała się do pracy.
//nie mam pojęcia jak opisać zdejmowanie sukienki ze zwłok

Avatar Concordia
Moderatorka
Um_ok:

Feliss zamrugał zaskoczony, patrząc na Louisa tak, jakby ten właśnie mu oznajmił, że pochodzi z innej planety, jednak po stosunkowo krótkiej chwili na jego twarz powrócił subtelny, tajemniczy uśmiech, przez który ciężko było stwierdzić, co też takiego może siedzieć w głowie mężczyzny. - Ahh tak... Podróżniczka nam się trafiła? Dawno nie widziałem kogoś z... tego drugiego świata - oznajmił, po czym roześmiał się krótko, opierając się wygodniej o wysłaną miękkim materiałem ścianę pojazdu, nadal uśmiechając się w typowy dlań sposób. - Niegdysiejszy 'markiz Carabas' też pochodził z innej rzeczywistości, choć z pewnością wiele brakowało mu do pięknej damy zagubionej gdzieś wśród Głuchych Dolin. Przede wszystkim, on jak tylko mnie zobaczył, próbował mnie zabić widłami, jakie znalazł tuż obok siebie, obudziwszy się w starej stodole. Stąd sądziłem, że osoby pochodzące z tej drugiej rzeczywistości są... Nieco bardziej impulsywne - jego źrenice zwężyły się nieznacznie, kiedy uważnie otaksował Louisa spojrzeniem. - Jak widać potrafią być też całkiem przyjaznymi dziewczętami o anielskiej twarzyczce. To dość... Miła odmiana - Feliss nachylił się nieco ku Louisowi, jakby miał zamiar zdradzić mu jakiś sekret. Odległość między ich twarzami wynosiła niecałe pięć centymetrów (powóz w swym wnętrzu nie był zbyt przestronny, przez co nawet kiedy rozmówca siedział wyprostowany, stykali się nieznacznie kolanami). - Opowiem najprościej jak to tylko możliwe, mademoiselle, bo nie chcę kłopotać twojej ślicznej główki zbyt drastycznymi bądź szokującymi szczegółami. W wielkim skrócie, znajdujesz się teraz w innej rzeczywistości - miejscu, które możesz znać z książek z baśniami. Pewnie brzmię jak wariat, mówiąc ci o tym, ale kogokolwiek innego zapytasz - powie ci to samo. Z tym jednak, że nie przed wszystkimi powinnaś chwalić się swoim... 'Egzotycznym' pochodzeniem. Zalecałbym raczej dyskretne pytania w stylu 'Jak daleko stąd do pałacu Kopciuszka?' Gwarantuję, że nikt nie weźmie cię za wariatkę i większość osób bez problemu wskazałaby ci w odpowiedzi drogę - Feliss uśmiechnął się nieco szerzej, po czym wyprostował się na powrót, zakładając ręce za głową i opierając się w ten sposób o znajdującą się tuż za nim ścianę powozu. - Możesz wierzyć mi lub nie, decyzję pozostawiam tobie. Powiedz tylko słowo, a każę woźnicy się zatrzymać i pozwolę ci wysiąść z powozu, a następnie bezpiecznie odejść. Możesz czuć się niekomfortowo rozmawiając ze mną, jeśli nie wierzysz w moje słowa i w pełni to rozumiem. Wolę zatem raczej pozwolić ci odejść, jeśli tego pragniesz, niż otrzymać czymś ciężkim po głowie za bycie wariatem, porywaczem i nie wiadomo jeszcze kim. Właśnie od takich wyzwał mnie chłopak z waszego świata, kiedy to jemu zaproponowałem pomoc... A potem i tak mi zaufał, bo po prostu nie widział innego wyjścia. Wszyscy pozostali mieszkańcy tej krainy to albo psychopaci albo kompletne świry.

BudowniczyMakaronu:

Ciało dawno już zaliczyło etap stężenia pośmiertnego, więc napięcie w mięśniach całkowicie ustąpiło, dzięki czemu zsunięcie sukienki z rozmiękłego trupa było zajęciem nader łatwym (choć niezbyt przyjemnym, zważywszy na ów paskudny odór rozkładu unoszący się w powietrzu). Nicole udało się uporać z tym dość szybko i wkrótce miała w rękach elegancką, niegdyś zapewne piękną suknię (do momentu, w którym jej właścicielka zaczęła się rozkładać i gnić). Ubranie wprawdzie pachniało nie lepiej od ciała, ale przynajmniej teraz Nicole mogła z materiału zrobić użytek.

Avatar um_ok
Louise wpatrywał się w chłopaka z lekko otwartymi ustami. To, że przy okazji był cały czerwony (zapewne z zakłopotania) jakoś tak uszło jego uwadze. Starał się przemielić to co usłyszał od Felissa, a szło mu to wyjątkowo opornie. Dopiero po chwili chrząknął cicho i pokręcił głową.
-N-nie chcę wysiadać. Jeśli mówisz prawdę to... To raczej wolę się trzymać kogoś kto ogarnia... - Tutaj machnął ręką. A raczej chciał, bo szybko zderzył się ze ścianą powozu. Skrzywil się lekko, acz zdanie dokończył.-...To wszystko. Jeśli to dla ciebie nie problem oczywiście. - Ostatnie zdanie dodał pośpiesznie, jeszcze w większym zakłopotaniu.

Avatar BudowniczyMakaronu
Nicole pomyślała sobie, że nawet nie sprawdziła, jak wysko się znajduje, i czy jakakolwiek lina ma sens. Ale skoro już zaczęła....
Z jednej strony chwyciła sukienkę, z drugiej zaczęła ciągnąć, mając nadzieję na rozerwanie. Musiała jednak być dobrego sortu (albo Nicole jeszcze słabsza niż myślała) i szwy nie chciały puścić. Postanowiła wykorzystać do tego swoją wagę i stanąć na jednej ze stron i tym razem ciągnąć. Zadziałało. Zrobiła to kilka razy, aż uzyskała wystarczająco tkaniny, by zrobić kilometrowy sznur, który powinien utrzymać jej wagę. Zaczęła pleść z niego sznur, używając węzłów, których nauczyła się kiedyś w szkole.
Gdy tylko skończyła, podszedła do okna, żeby w ogóle zobaczyć, czy jest wystarczająco nisko, żeby ten sznur utorował jej drogę na dół

Avatar Concordia
Moderatorka
Um_ok:

- Najmniejszy, panno Louise - Feliss uśmiechnął się ciepło. - Chętnie pomogę ci się rozeznać w tej jakże urokliwej i morderczej krainie baśni! - w jego uśmiechu błysnęły dwa ostrzejsze kły. Ale nie jak u wampira. Bardziej jak u... Kota. - Najpierw jednak, jak już wspominałem, wybieram się w odwiedziny do królewny Rapunzel. Jednak... To nie ta sama 'Roszpunka' którą możesz znać z ksiąg z baśniami. Ta prawdziwa nie żyje od dawien dawna. Po prawdzie jest to jedna z baśni, która w naszym świecie zakończyła się stosunkowo niedawno... Nieliczni jednak wiedzą, że jej zakończenie wbrew opowieściom nie było wcale dobre. Sekret wiedźmy z Głuchych Dolin znam tylko ja i sama morderczyni królewny. Teraz także ty. Dzisiejsza 'Rapunzel' to bezwzględna i okrutna osoba, za maską promiennego, życzliwego uśmiechu. Mówię ci o tym, żebyś na nią uważała, jeśli przypadkiem zobaczy, że przyjechałaś ze mną i zacznie z tobą rozmowę. Uprzedzając pytanie, skąd znam tożsamość uzurpatorki - jestem posłańcem między nią, a moim panem. Kiedy dowiedziałem się kim jest nie zabiła mnie tylko dlatego, że nie chciała, żeby władca krainy z której pochodzę nabrał podejrzeń co do zniknięcia jego sługi - nieoczekiwanie złapał Louisa za rękę i ujął ją w obie swoje. - Obiecujesz, że będziesz mieć się na baczeniu, mademoiselle?

BudowniczyMakaronu:

Trzecie piętro. Sznur mógł starczyć maksymalnie na wysokość dwóch pięter, ale zaraz pod wieżą rosły gęste krzewy cierniowe, które mimo iż w bolesny sposób, ale mogły zamortyzować upadek z wysokości jednego piętra. W sumie... Co miała do stracenia? Jeśli nie zaryzykuje to i tak umrze w tej wieży z głodu, więc chyba warto było chociaż spróbować.

Avatar BudowniczyMakaronu
Nicole przypomniala sobie o tym ze na lozku powinna znajdowac sie jeszcze posciel. Moglaby ona posluzyc jako swego rodzaju zbroja przeciwko ostrym kawalka krzewu. Postanowila rzucic spojrzeniem na loze i sie upewnic. Na prawde nie wzgardzi teraz jakakolwiek oslona przed podrapaniem

Avatar um_ok
//zmieniam osobę narracji. od dziś prawie zawsze będę pisać w pierwszej.

Mój umysł powoli mielił wszystko co usłyszałem. A chwilowo szło mu to wyjątkowo opornie co tylko zwiększało moją dezorientacje. Mimowolnie spojrzałem na dłoń mężczyzny która zacisnęła się na mojej i powoli kiwnąłem głową.
-Okej, chyba... No chyba nie mam większego wyboru.- Odrzekłem chcąc brzmieć "na luzie", jednak w połowie zdania chyba głos mi się załamał. Odchrząknąłem.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że zemdlałem i wszystko mi się śni?
Primo - baśnie to... No baśnie. Secudno - Roszpunka *nie mogła* źle skończyć. Tretio - czy on ma kły?!

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar Historyjka
Właściciel: Historyjka
Grupa posiada 1351 postów, 10 tematów i 16 członków

Opcje grupy Długo i Szcz...

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Długo i Szczęśliwie [PBF]