Mroczne Wzgórza Carissimi

Avatar Concordia
Moderatorka
Miejsce we wschodniej części świata baśni, w którym wiecznie panuje grobowa atmosfera i którego mieszkańcy nie widzieli słońca od wielu stuleci. Wraz z przechodzącym przez nie fragmentem Ciernistego Lasu, wzgórza owe cieszą się dość ponurą sławą, zważywszy na to, jak niezwykle łatwo ponieść śmierć w tych okolicach. Carissimi zamieszkałe są głównie przez rozbójników, prowadzących koczowniczy tryb życia i czających się na przejeżdżających tędy podróżnych w okolicach dróg, jednakże znajduje się tutaj także jedno większe miasto - Mortess. Położone na samym szczycie najwyższego przez wzgórz, zamieszkałe jest głównie przez drugoplanowych złoczyńców z baśni i najgorszych wyrzutków społecznych. Kobieta władająca tym miejscem to znana z baśni o królewnie Śnieżce Zła Królowa, ciesząca się sławą najpotężniejszej z czarownic, która - pomimo iż zakończenie jej baśni opowiada inaczej - oszukała śmierć i żyje do tej pory w zdrowiu i dobrobycie. Niewiele jednak o niej z czasów obecnych tak naprawdę wiadomo, gdyż prawie nie wychodzi z zamku, a poddani jakoś nie śpieszą się do niej na audiencję, żeby móc się z nią osobiście spotkać, prawdopodobnie ze strachu przed jej morderczym majestatem. Codzienne życie mieszkańców Mortess toczy się raczej spokojnym rytmem, pomijając fakt, iż kradzieże i rozboje są tutaj praktycznie na porządku dziennym.

Avatar Concordia
Moderatorka
Um_ok:

Pierwszym, co Svald poczuł, kiedy zaczął odzyskiwać przytomność, było przesycone zapachem koni, piekielnie niewygodne siano, wpijające mu się w plecy i wchodzące w naprawdę wiele rozmaitych zakamarków ciała, głównie tam, gdzie siana nas 100% nie powinien był mieć. Pierwszą natomiast rzeczą, jaką mógł zauważyć po otwarciu oczu, była ziejąca nad nim dziura w drewnianym suficie pomieszczenia, w którym się obecnie znajdował. Jak się wkrótce okazało, miejscem jego przebudzenia była jakaś zaciemniona stajnia, ogólnie zadbana i w miarę możliwości wysprzątana, w której obecnie jednak znajdowały się tylko trzy rumaki - kary koń berberyjski o bystrych, wielkich oczach, potężnie zbudowany, czarny mustang oraz raczej drobny, ale za to strasznie wysoki koń rasy shire, o jasno-brązowej, nakrapianej na biało sierści oraz spojrzeniu tak smutnym i rozumnym, że zdawało się wręcz ludzkie. Poza tym, w stajni nie znajdowało się chyba zbyt wiele godnych uwagi rzeczy. No, może poza wyjściem, które znajdowało się tuż obok boksu wcześniej wspomnianego shire.

Avatar um_ok
Dirk krótko krzyknął, bardziej z zaskoczenia niż strachu, i gwałtownie odsunął się na skraj boksu. Przycisnął plecy do ściany, wpatrując się najpierw w konie, a później coraz śmielej dookoła pomieszczenia. Odważył się wstać dopiero po dwóch, może trzech minutach. Otrzepał się z siana, i spojrzał na sufit.
-Co do...- Wyszeptał. Nie przypominało mu to piwnicy. Zmarszczył brwi i skierował się do wyjścia, starając się ominąć konie szerokim łukiem. Coś mu podpowiadało, że nie jest już w swoim świecie, ale przez lata nauczył się dawać sobie fałszywe nadzieję. Przecież prawdopodobnym była stajnia na najniższym piętrze jakiejś ruiny w Chicago, prawda?

Avatar Concordia
Moderatorka
Wyjście ze stajni, jak się okazało, prowadziło na zewnątrz, wychodząc na obsadzony licznym kwieciem skwer z czynną fontanną pośrodku. Mężczyzna od razu poczuł charakterystyczny zapach ozonu unoszącego się w powietrzu i w parze z ciężkimi, granatowo-czarnymi chmurami kłębiącymi się na niebie, z pewnością zwiastującego niechybnie zbliżającą się burzę. Było raczej ciepło (jak to przed burzą), ale o dziwo wcale nie duszno, a ponurą pogodę urozmaicały jasnoróżowe, żółte i błękitne róże kwitnące na owym skwerze. Poza Dirkiem nie było tu jednak obecnie żywej duszy, zupełnie, jakby cała okolica została opuszczona przez kogokolwiek. A jednak - ktoś musiał tu być, zważywszy na to, jak starannie wypielęgnowane były kwiaty i jak bardzo zadbane konie w stajni. Co do umiejscowienia skweru - znajdował się on na tyłach wielkiej, monumentalnej budowli, przywodzącej na myśl baśniową warownię, wykutej w litej skale i sięgającej strzelistymi wieżami niemalże chmur. Z pozostałych stron skwer otaczał hojnie owocujący sad oraz ogrody, o jeszcze piękniejszych i milej pachnących kwiatach, niż róże, które ukazały się jego oczom zaraz po opuszczeniu stajni. Ogólnie, w miejscu owym panowały niczym niezmącone cisza i spokój.

Avatar um_ok
Mężczyzna rozejrzał się po ogrodzie i postąpił krok do przodu. Po chwili kolejny. Aż w końcu zaczął przechadzać się po skwerze, chociaż widocznie szedł w kierunku fontanny. W końcu zbliżył się do niej i zanurzuł dłoń. Patrzył na chwilę na przepływającą pomiędzy jego palcami wodę i spojrzał na warownię. Wzrokiem zaczął szukać jakiegoś wejścia do budowli.

Avatar Concordia
Moderatorka
Między fontanną i fortecą prowadziła żwirowa ścieżka wysypana żwirem, po której obu stronach prezentowały się okazałe, różnokolorowe krzewy różane, których słodki zapach zdawał się wręcz odurzający. Na końcu ścieżki znajdowały się dwuskrzydłowe, imponujących rozmiarów drzwi prowadzące prawdopodobnie na dziedziniec monumentalnej budowli, przy których jednak nie ustawiono żadnych straży. Miejsce, pomimo iż zadbane, zdawało się być całkowicie opuszczone... Nagle coś musnęło z wody jego rękę. Jakby... Czyjaś dłoń? Delikatne, wysmukłe palcem, spróbowały spleść się z jego, ale robiły to bardzo nieporadnie i bezładnie. Kiedy jednak spojrzał w tamtym kierunku, nie dostrzegł nikogo pod przejrzystą powierzchnią fontanny ani w tryskającym z ust przypominającej cherubina kamiennej rzeźby strumieniu. Jedynie spieniona woda, w miejscu gdzie woda wypływająca z pomnika mieszała się z tą nagromadzoną już w fontannie, chlupotała donośnie, idealnie komponując się z dającym się słyszeć gdzieś z oddali śpiewem ptaków.

Avatar um_ok
Dirk zmarszczył brwi i patrzył w wodę, jakby próbując dostrzec właściciela tajemniczego dotyku. Powoli, jakby niechętnie, wyciągnął jednak dłoń.
-Dziwne...- Mruknął i szybkim, acz delikatnym krokiem ruszył do wejścia budowli. Przy drzwiach odwrócił się jeszcze w stronę fontanny, jakby ciągle rozpamiętywał nieudolny uścisk.

Avatar Concordia
Moderatorka
Przez chwilę zdawało mu się, że za strumieniem tryskającym z fontanny dostrzegł jakąś postać. Szczupła, wyraźnie zlękniona kobieta o ciele utkanym z wody, spoglądająca na Dirka swoimi wielkimi, pełnymi łez oczami... Trwało to jednak tylko ułamki sekundy, gdyż kiedy tylko skupił na niej wzrok, natychmiast zniknęła, zlewając się z wypełniającą fontannę wodą i znów stając się niewidoczną dla ludzkiego oka. A może wcale jej tam nie było i tylko mu się przywidziało? W końcu nie tak dawno spadł z wysokości jednego piętra i stracił przytomność. Zawsze istniała możliwość, że po prostu uderzył się za mocno w głowę i dlatego miał teraz zwidy. Nie dając mu jednak zbyt wiele czasu na przemyślenie sytuacji, dwuskrzydłowe drzwi przy których stał uchyliły się lekko z cichym skrzypnięciem, jakby poruszył je wiatr nie człowiek. Uszu mężczyzny zaczęły dobiegać głosy ze środka, bynajmniej nie ściszone do szeptu czy chociażby cichszej mowy. Gwar conajmniej kilkudziesięciu osób rozmawiających ze sobą równocześnie skutecznie zagłuszał śpiew ptaków i szum zostawionej w tyle fontanny. Svald nie widział osób, do których owe głosy należały, gdyż drzwi były ledwo co uchylone - żeby zobaczyć więcej, należałoby wejść lub zajrzeć do środka.

Avatar um_ok
Mężczyzna zerknął jeszcze na fontannę, z jakąś zadumą we wzroku, jednak szybko wrócił do rozmyślania nad pomieszczeniem wewnątrz budynku. Ostrożnie uchylił drzwi, modląc się w duchu by te nie wydały żadnego dźwięku.

Avatar Concordia
Moderatorka
Niestety, wbrew jego oczekiwaniom - drzwi zaskrzypiały wręcz niemiłosiernie, co jednak całkowicie umknęło uwadze ludzi, znajdujących się na rozpościerającym się teraz przed nim dziedzińcu. Nieznajomi, ubrani w najróżniejsze, ale przy tym całkowicie staromodne stroje, przywodzące na myśl te z czasów średniowiecza, żywo dyskutowali w swoich własnych gronach, nie zwracając najmniejszej uwagi na przybysza, zupełnie, jakby ten był dla nich powietrzem. Jedni się śmiali i byli raczej pozytywnie nastawieni do swoich rozmówców, inni byli zdecydowanie poważniejsi i bardziej wrogo do siebie nastawieni - ci sprzeczali się między sobą o różnorakie interesy. Mimo iż jego z pewnością nie znał nikt, twarze niektórych zdały się Dirkowi dziwnie znajome. Nie potrafił przypisać do nich konkretnego imienia czy nazwiska, ale mógł mieć całkowitą pewność, że przynajmniej część z nich już gdzieś widział. Tylko gdzie? To już (na chwilę obecną) pozostawało zagadką.

Avatar Concordia
Moderatorka
Wiatrowiej:

Nikolaja obudził lodowaty powiew wiatru na twarzy oraz dokuczliwy ból w plecach, wywołany zbyt długim leżeniem na twardym podłożu. Ocknął się bowiem na środku górskiego, skalistego szlaku, a kamienny ostaniec, o którego się opierał, dość boleśnie wrzynał mu się w plecy swoimi ostrzejszymi krawędziami. Roślinność wokół była dość uboga - jedynie wyblakła trawa i kilka krzewów karłowatych, a na niebie chmurzyło się tak, jakby miało lada chwila zacząć padać. Czuć było charakterystyczny zapach ozonu, zwykle będący pierwszym zwiastunem nadchodzącej burzy, a nisko latające jaskółki śpiewały swoją piskliwą pieśń, to nurkując nad trawy zbocza to znowu się wznosząc, ale nie wyżej niż na cztery do pięciu metrów. W pobliżu nie widać było żywego ducha, a jedyną oznaką tego, że ktoś tu w ogóle przychodził, była wydeptana i wyjeżdżona przez wozy ścieżka, idąca kilka metrów niżej, niż leżał Nikolaj. Gdzie się znajdował? Ciężko było powiedzieć. Wyżynny (przechodzący w górski) krajobraz wokół nie wydawał mu się ani odrobinę znajomy.

Avatar
Konto usunięte
Nie mając pojęcia, co się dzieje, pozwolił by kontrolę nad nim przejęły instynkty i odruchy. Cokolwiek się stało, burza w górach oznacza spory. Pogoda w górach zmienia się bardzo szybko. Postarał się więc zejść do ścieżki poniżej i ruszył nią w dół.

Avatar um_ok
-Ciekawe...- Szepnął do siebie mężczyzna, rozglądając się po sali roziskrzonymi oczami. Nieco pewniej wszedł do środka. Chciał do kogoś zagadać, ale czuł opór przed podejściem do kogoś i zapytaniem o cokolwiek. Postanowił więc przystanąć i poczekać, aż może ktoś podejdzie do niego. Jak nie, to sam rozejrzy się po tym miejscu.

Avatar Concordia
Moderatorka
Wiatrowiej:

Po kilku minutach dostrzegł jakieś wozy w oddali, jadące w górę ścieżki, czyli w kierunku dokładnie przeciwnym, niż on szedł. O ile go wzrok z nie mylił, owych wozów nie było więcej niż pięć/sześć, a każdy zaprzężony w dwa różnego ubarwienia rumaki. Gdyby chciał zejść im z drogi - po prawej stronie miał strome, porośnięte trawami zbocze wiodące w górę, a po lewej skupisko kilkunastu iglastych drzew karłowatych, których igły zdawały się jednak o dziwo bardziej niebieskawe niż zielone. A może tak się tylko zdawało przez te ciężkie, granatowe chmury burzowe, przysłaniające słońce i spowijające całą okolicę w półmroku? Któż to wie!

Um_ok:

Minęło kilka minut i już miał prawdopodobnie zrezygnować z bezczynnego stania i rozejrzeć się po okolicy na własną rękę, kiedy nagle zaczepiła go nieznajoma kobieta o chorobliwie zielonkawej cerze i długich, wyraźnie przetłuszczonych, ale przynajmniej odpowiednio rozczesanych i uczesanych włosach (czego nie dało się powiedzieć o wszystkich zgromadzonych na dziedzińcu osobach). - EJ! Ty tam, dziwnie ubrany młodzianie! - zawołała, już z daleka pokazując na niego palcem wskazującym i wlepiając w niego spojrzenie swoich wielkich, czarnych i pozbawionych choćby cienia emocji oczu. - Podejdź no! Nie wyglądasz mi na nikogo, kto cokolwiek znaczy w tym mieście - powiedziała wprost, zbliżając się do niego między ludźmi, którzy nie przerywając swoich rozmów usuwali jej się z drogi. Ubrana była w długą do ziemi, staromodną suknię, podkreślającą jej mocne wcięcie w talii i całkiem obfity biust, a na jej głowie widniała staromodna tiara czarownicy. W rękach zaś targała jakieś sprawunki, wyglądające na zdecydowanie za ciężkie dla kobiety tak drobnej postury. - Poniesiesz mi zakupy! Tylko nie próbuj protestować, bo zamienię cię w szczura i nakarmię tobą swojego kota - z tymi słowami bezceremonialnie wręczyła mu swoje pakunki i pokazała w stronę dokładnie przeciwną do tej, z której Dirk tutaj przyszedł. - Mieszkam tam, w części zamku przeznaczonej dla służby i doradców Królowej. Dasz radę wnieść to wszystko na ósme piętro, prawda? Nie sprawiasz wrażenia słabego, byłyby z ciebie trzy zupy -

Avatar
Konto usunięte
Został na drodze, machając, pokrzykując i starając się zwrócić uwagę pasażerów. Może w końcu dowie się gdzie do cholery jest i co się dzieje

Avatar um_ok
Svald nie miał w naturze odmawiać, szczególnie gdy o pomoc prosiła go zielona, zdecydowanie urocza, kobieta. Mężczyzna otworzył usta, zupełnie jakby chciał coś powiedzieć, zamrugał i lekko przekrzywił głowę.
-Przepraszam, ale gdzie my dokładnie jesteśmy?- Zapytał zdezorientowany.

Avatar Concordia
Moderatorka
Wiatrowiej:

Wozy zatrzymały się zaledwie na kilka metrów od niego, a konie, z którymi stanął praktycznie twarzą w pysk, zarżały nerwowo, unosząc się na tylnych kopytach w taki sposób, jakby szykowały się do obrony bądź ataku. - EYO! Spokój tam! Co to za postoje?! - z jednego z wozów wychynęła jakaś postać, która pogroziła koniom trzymanym w ręku batem. Była to rudowłosa kobieta o srogim wyrazie twarzy, z pomarańczowo-czarną bandaną na czole i zielonymi, jarzącymi się wręcz intensywnością koloru oczami. Ubrana była w strój, który przywodził na myśl stereotypowego pirata z bajki, choć - rzecz jasna - posiadała obie nogi i żadna z jej dłoni nie została zastąpiona hakiem. Kiedy jej spojrzenie nakierowało się na Nikolaja, w jej wzroku pojawiło się zrozumienie, a na ustach wykwitł paskudny, krzywy uśmieszek, nie mogący być zwiastunem niczego dobrego. - No no no! A co my tutaj mamy, hę? Zgubiłeś się, chłopczyku? - kobieta zeskoczyła z wozu i ruszyła w jego kierunku, a w wozach rozległy się szmery kilkunastu głosów, wymieniających się między sobą szeptanymi uwagami. - Podwieźć cię gdzieś? Rany, wyglądasz, jakby cię conajmniej Szalony Kapelusznik dorwał! Ten to zawsze miał dziwaczne poczucie stylu - stwierdziła, zatrzymując się jakieś półtora metra przez Nikolajem i popierając ręce na biodrach, gdy czekała na odpowiedź.

Um_ok:

- W mieście Mortess, jedynym cywilizowanym miejscu w całych Mrocznych Wzgórzach Carissimi, oczywiście! - czarnowłosa zlustrowała go krytycznym, lodowatym spojrzeniem i skrzywiła się boleśnie, zupełnie, jakby miała do czynienia z naprawdę przykrym obrazem nędzy i rozpaczy. - A ty skądś żeś się urwał? Z chatki na kurzej nóżce czy z domku babci Kapturka? Zresztą, nie ważne, nie musisz odpowiadać, i tak mnie to nie obchodzi. Po prostu chodź za mną! - to powiedziawszy ruszyła we wskazanym wcześniej kierunku, a - tak jak poprzednio - mijani ludzie rozstępowali się na boki, mimo iż nie przerywali swoich rozmów, co świadczyć mogło o tym, że darzyli nietypową kobietę szacunkiem, nawet jeśli się jej raczej nie obawiali. Zmierzała prosto w kierunku jakichś drewnianych drzwi, które (wnosząc po ich umiejscowieniu) prawdopodobnie prowadziły do wnętrza jednego z bocznych skrzydeł fortecy, na której dziedzińcu się właśnie znajdowali.

Avatar
Konto usunięte
-Powiedziała laska przebrana za pirata z bajki.-Nikolaj uśmiechnął się przyjaźnie -Bardzo chętnie skorzystam z podwózki albo chociaż z pomocy w nawigacji. Bo tak. Można powiedzieć, że się zgubiłem. Chyba bardzo. Albo jeszcze bardziej.

Avatar Concordia
Moderatorka
- Nie wiesz chyba z kim rozmawiasz, hę? Oczywiście, że jestem ubrana jak pirat. W końcu nazywam się Annie Hook! Mów mi jednak po prostu Trupia Czacha, każdy się tak do mnie zwraca. Ale to prawdziwe nazwisko - Hook - powinno być ci raczej znajome, jak mniemam? - dziewczyna wyszczerzyła doń zęby w szerokim uśmiechu, szerokim, zapraszającym gestem pokazując w stronę wozów. - A jak tobie na imię, dziwnie ubrany młodzieńcze? Wsiadaj, przed nami długa droga do Mortess, będziesz miał sporo czasu, żeby mi wszystko ładnie wyśpiewać! - raz jeszcze powtórzyła ów wcześniejszy gest, po czym sama ruszyła w stronę tego wozu, z którego przed chwilą wysiadła, raz po raz oglądając się, czy chłopak aby na pewno idzie za nią.

Avatar um_ok
Dirk już chciał coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się ostatkiem wolnej woli.
Ruszył na kobietą, rozglądając się na boki, na postacie dookoła. Co chwila, także, poprawiał torby, ponieważ te nieznośnie uwierały go w palce.

Avatar
Konto usunięte
Wsiadł za nią, z bardzo mieszanymi uczuciami. Miał wrażenie, że źle robi. Z drugiej strony zostanie samemu w nieznanych górach nie było bardziej kuszące - Jestem Nikolaj, miło mi cię poznać, Czacho. Chyba. Mówisz, że powinno być mi twoje nazwisko znajome, hmm? Sorki, że Cię rozczaruję, ale nie mówi mi absolutnie nic. Gdzie my w ogóle jesteśmy? Nie kojarzę w okolicy miejscowości o nazwie Mortress. Nie brzmi litewsko

Avatar Concordia
Moderatorka
Um_ok:

- Ruszasz się jak mucha w smole. Doprawdy, jestem od ciebie conajmniej osiemdziesiąt lat starsza, a poruszam się dużo żwawiej od ciebie! - stwierdziła oschle nieznajoma, otwierając drzwi do środka i przepuszczając go przodem (w końcu zarzucony tyloma torbami nie byłby w stanie sam sobie otworzyć i przytrzymać drzwi). Chwila... Osiemdziesiąt lat starsza? Kobieta, pomimo dziwnie zielonkawej cery, wyglądała na maksymalnie trzydzieści lat! Nieznajoma poprawiła swoją tiarę czarownicy, zamykając za nimi drzwi. Znaleźli się na skrytym w półmroku korytarzu, którego jedynym oświetleniem były rozmieszczone to tu to ówdzie pochodnie. - Kuchnia jest na lewo, tylko się nie guzdraj. Muszę przygotować posiłek dla Złej Królowej, a jeśli się spóźnię, ani chybi każe mnie skrócić o głowę! - mruknęła, popychając go lekko w kierunku, o którym wspomniała. - Drzwi na końcu korytarza. Idź przodem, mam złe doświadczenia z osobami stojącymi (tudzież idącymi) za moimi plecami! - kiedy to mówiła, na jej twarzy pojawiły się ciemno-zielone rumieńce zażenowania.

Wiatrowiej:

- Litewsko? Ejże, mówisz prawie jak ktoś, kto się urwał z 'Prawdziwego Świata'! - zaśmiała się rudowłosa, a wozy ruszyły dalej w drogę, kiedy tylko opadła ciężko na drewnianą ławkę wewnątrz tego, w którym się akurat znajdowali. Po chwili śmiechu (który tak nawiasem mówiąc był nieco zbyt histeryczny, żeby można było nazwać go w jakikolwiek możliwy sposób przyjemnym dla uszu) jej twarz przybrała jednak pełen melancholii i głębokiego zamyślenia wyraz. - Mój papo podróżował tam kiedyś swoim okrętem... To właśnie od niego mam nazwisko, którego aż dziwne, że nie kojarzysz. Nazywał się James Hook, ale mówili mu Kapitan Hak. A to dlatego, że miał...
- Wielki hak zamiast lewej ręki! TAK! - weszła jej w słowo energiczna, zielonowłosa dziewczyna, która również - wraz z kilkunastoma innymi osobami - podróżowała tym samym wozem co oni. Z czerwoną chustą na głowie i beżową, staroświecką koszulą, przywodziła na myśl nastoletnią piratkę, choć... Nieco nazbyt nadpobudliwą. Annie posłała jej iście mordercze spojrzenie.
- Dokładnie, Sanny. Bardzo dziękuję za chamskie wtrącenie mi się w połowie zdania... - zmrużyła oczy we wrogim geście, jednakże dziewczyna o bursztynowych tęczówkach nazwana przez nią Sanny najwyraźniej zupełnie nie odczytała przekazu tego spojrzenia, gdyż uśmiechnęła się jeszcze promienniej, przykładając czubki palców do skroni w geście entuzjastycznego salutowania.
- AYAY, kapitanie! Zawsze do usług! - wyszczerzyła zęby w promiennym uśmiechu, ku widocznemu na pierwszy rzut oka niezadowoleniu Trupiej Czachy. Swoją drogą, co do ludzi wewnątrz wozu... Zdecydowana większość z nich ubrana była jak piraci z bajki. Może jechali na jakiś zlot fanów złych postaci baśniowych (pomijając już nawet fakt, że taki konwent prawdopodobnie nie istnieje)?

Avatar
Konto usunięte
-"Tik tak, tik tak, czy jest tu kapitan Hak?"- zaśmiał się głośno - Przepraszam, to z mojego ulubionego komiksu, Antresolki Profesorka Nerwosolka - lekko się zaczerwienił, ale mówił dalej- Taak, czyli mówisz, że twój tata był kapitanem okrętu i nazywał się jak złoczyńca z bajki? Wiesz, nic mnie już dziś nie zdziwi, mogę nawet w to uwierzyć. A ty nie poszłaś w jego ślady?- ile ona mogła mieć lat? Postanowił przejść na ty, mając nadzieję, że się nie obrazi

Avatar um_ok
Dirk spojrzał przez ramię na zieloną kobietę, zastanawiając się czy nie powinien rzucić komplementem. W końcu jednak palnął, bez większego pomyślunku, co u niego było chyna normą :
-Wygląda pani niesamowicie młodo. Używa pani jakiegoś kremu?-
Nie czekając na odpowiedź ruszył we wskazane miejsce.

Avatar Concordia
Moderatorka
Wiatrowiej:

- Poszłam! - dziewczyna, wyglądająca na około dwadzieścia lat, wyszczerzyła do niego zęby w szerokim uśmiechu. - Wracam właśnie z portu z łupami z grabieży, wraz z moją wierną załogą. Oficjalnie możesz poczuć się uprowadzony przez piratów. Zresztą, nie tylko się tak poczuć, to naprawdę jest porwanie. Jak myślisz, więcej dadzą za ciebie na organy czy za ciebie jako niewolnika? - w jej oczach pojawił się drapieżny błysk, sugerujący, że nie żartuje. Wysoki, silnie umięśniony mężczyzna znajdujący się najbliżej Nikolaja, chwycił go zdecydowanie za ramię, jakby chcąc się upewnić, że ten nie spróbuje ucieczki. - Zresztą, papo nie tylko nazywał się jak złoczyńca z bajki. On nim jest! A ja, jako jego córka, zamierzam pójść w jego ślady i odnaleźć swoją nemezis! - rudowłosa zerwała się z miejsca i wskoczyła na ławkę, na której przed chwilą siedziała, żeby zdecydowanie górować wzrostem nad wszystkimi zebranymi. Równocześnie wyciągnęła zza pasa szablę, której chłopak jakimś cudem wcześniej u niej nie zauważył i uniosła ją lekko ku górze, uważając jednak, żeby przypadkiem nie przedziurawić materiałowego sufitu wozu, w którym się znajdowali. - Nie pozwolę, aby jakaś księżniczka czy bohaterszczyna od siedmiu boleści zyskał swoje Długo i Szczęśliwie MOIM KOSZTEM! Co to to nie, ja - Trupia Czacha, pierworodna córka Kapitana Haka - udowodnię, że ci źli też mogą zwyciężyć! - kiedy tylko to powiedziała, w wozie rozległy się gromkie brawa. Najgłośniej klaskała Sanny, która też - jako jedyna ze wszystkich - zaczęła głośno wiwatować. - TAK JEST PANI KAPITAN! TAK JEEEST!

Um_ok:

- Nie do końca. Ludzkie mięso ma zdumiewające właściwości odmładzające, jeśli doda się je do eliksiru z czarno-krwawnika, a krew dzieci jest skuteczniejszym serum zdrowia niż jakakolwiek magiczna mikstura - odpowiedziała nieznajoma obojętnie, tak zdawkowym tonem, jakby stwierdzała właśnie, że pogoda dziś jest tak samo paskudna jak zwykle. Wydęła nieznacznie wargi i spojrzała gdzieś w bok w geście zamyślenia. - Zasadniczo... Dawno nie jadłam ani nie piłam. Odkąd John i Margaret prawie mnie zabili, wpychając do mojego własnego pieca, mam jakąś złą passę. Może to dlatego, że opublikowano książki, w których ujawniona została moja tajemnica, ale dzieci nie chcą już przychodzić do mojego domku z piernika. Dlatego zmuszona byłam go sprzedać i za zarobione na nim pieniądze przeprowadziłam się tutaj, do miasta złoczyńców, licząc, że jeszcze uda mi się jakoś wskrzesić swoją karierę. Jednakże nic z tego, skończyłam jako kucharka Złej Królowej, bez perspektyw na własną baśń czy swoje własne Długo i Szczęśliwie... Zresztą, czego się łudziłam, dobre zakończenia dostają tylko ci dobrzy! - powiedziała cynicznie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - To frustrujące. Nawet bardzo. Ale staram się nie tracić nadziei... - zrównała kroku z Dirkiem i po raz pierwszy odkąd zaczęli rozmowę uśmiechnęła się doń. Upiornie i niepokojąco, ale jednak. - A ty? Pochodzisz z jakiejś baśni czy należysz do nowego pokolenia złoczyńców? -

Avatar
Konto usunięte
-Ku*wa, co? Dobra, udało Ci się, zaskoczyłaś mnie jednak. Ty mówisz na poważnie? Co tu się odpi***ala, gdzie ja jestem? I czemu ten sen jest tak realistyczny?- Ewidentnie zaczynał tracić panowanie nad sobą. Sięgnął do plecaka i golnął sobie mocny łyk, po czym, po kilku sekundach wahania wyciągnął flaszkę w kierunku Annie.- Ustalmy to, bo mam ku*ewsko ciężki dzień, a dopiero się zaczyna. Mówicie serio, prawda?

Avatar Concordia
Moderatorka
- Serio serio, młody! - kobieta uśmiechnęła się do niego upiornie, po czym zeskoczyła z ławki i wzięła od niego flaszkę, z której pociągnęła długi łyk trunku. Jak to piratka - miała naprawdę mocną głowę. Zazwyczaj nie przyjmowała wprawdzie alkoholu od jeńców, ale... Cóż, skoro sam przed chwilą pił to nie mogło być przecież zatrute! - Ale nie masz się czego obawiać, o ile oczywiście ktoś zechce cię kupić żywcem po rozsądnej cenie! W najlepszym przypadku wykupi cię Zła Królowa we własnej osobie, a w najgorszym czarownica z domku z piernika postanowi użyć cię jako głównego składnika do swojej słynnej zupy z trupa. W każdym razie, miałeś cholernego pecha, że trafiłeś akurat na nas... Choć nie, wróć. W sumie to raczej więcej szczęścia niż rozumu. Nie mam w zwyczaju zabijać brańców, bo to mi się po prostu nie opyla, a w tych stronach niewielu jest do tego stopnia łaskawych. To w końcu ta część krainy baśni, w której rządzą złoczyńcy! - kiedy tylko zakończyła ostatnie zdanie, uniosła rękę z flachą do góry, a załoga ponownie wzniosła gromki okrzyk. - No ale nic... - upiła jeszcze jeden łyk, po czym oddała Nikolajowi prawie całkowicie opróżnioną flaszkę i znowu opadła ciężko na swoje miejsce. - Podróż do Mortess zajmie nam jeszcze z pięć godzin drogi do górę. Ciesz się tym czasem. Tak długo, jak długo nie dotarliśmy na miejsce, tak długo pozostajesz na wolności bądź żywcem, w zależności od tego, jak ci się dalej kariera potoczy - znów posłała mu ten swój drapieżny, ewidentnie parszywy uśmieszek, a wysoki mężczyzna trzymający Nikolaja wydał z siebie jakiś bliżej nieokreślony pomruk aprobaty. Z jego ust cuchnęło tanim rumem i zapachem wędzonej ryby. Zresztą, podobnie pachniało wielu z pośród towarzyszy Annie. Zdawało się nawet, że tylko ona oraz zielonowłosa Sanny wiedziały, co oznacza słowo prysznic. No ale cóż się dziwić, prawdopodobnie spędzili wiele tygodni na morzu, a tylko kajuta kapitańska wyposażona była w coś takiego jak łazienka. Co do entuzjastycznej dziewczyny, która również jako tako dobrze pachniała... Z nią to w sumie nie wiadomo, dlaczego również zachowywała jako taką higienę osobistą. Może zakradała się do łazienki Trupiej Czachy, kiedy ta akurat nie patrzyła, by się odświeżyć? Z tą dziewczyną prawdopodobnie wszystko było możliwe.

Avatar um_ok
Dirk wydał bezgłośne "aaaaa". Gdzie on do cholerny trafił? Świat... Świat bajek?! I dlaczego wylądował w mieście złoczyńców?!
Nie chcąc się dać, jednak, zjeść uśmiechnął się szeroko i spojrzał w stronę wiedźmy.
-Słyszałaś o Holistycznym Detektywie?-

Avatar
Konto usunięte
-A. Aha. No nieźle.-Dopił flaszkę i skrzywił się. -Kraina Bajek mówisz? Wspaniale! Niewolnikiem? Cudownie! Jak mnie na organy sprzedasz to mocno kogoś oszwabisz, tyle Ci powiem na marginasie. Rozumiem, że nie mam szans się obudzić? Chyba nie, sny tak nie cuchną. Perfekcyjnie ku*wa! Możesz mu opowiedzieć kapitanko coś więcej o tym gdzie jestem? I czy mogłabyś poprosić tego uroczego gentelmana żeby przestał mi KU*WA ŁAMAĆ JE**NĄ RĘKĘ? Gdzie miałbym uciec? I po cholerę, skoro mówisz, że tak wspaniale trafiłem?

Avatar Concordia
Moderatorka
Um_ok:

Kobieta zmarszczyła brwi w geście zastanowienia. - Prawdę mówiąc nie. To jest... Zakończona baśń czy jeszcze aktualnie trwająca? - zapytała po chwili zastanowienia, zatrzymując się przed drzwiami do kuchni i otwierając je, celem przepuszczenia niosącego jej zakupy Dirka przodem, tak jak poprzednio. Pomieszczenie było o wiele jaśniejsze niż korytarz, z którego właśnie przyszli. Jego ściany i podłoga wyłożone były ciemnym, niemalże czarnym drewnem, a oprócz standardowych mebli kuchennych (z wyłączeniem zmywarki i regularnego zlewu [zamiast którego pod ścianą ustawiona została średnich rozmiarów balia z wodą]) znajdowało się tutaj także palenisko, wybudowane w centrum pomieszczenia, na którym zawieszony został wielki, smolisto-czarny kocioł, wyglądający wręcz idealnie do ważenia baśniowych mikstur i eliksirów, co powinno być w końcu specjalnością każdej szanującej się czarownicy. W powietrzu jednak oprócz zapachu ziół unosił się też apetyczny zapach świeżo smażonego mięsa i jakiejś gotowanej zupy, prawdopodobnie rosołu lub bulionu. Ciężko było powiedzieć jednak dokładnie.

Wiatrowiej:

- Po pierwsze - zaczęła rudowłosa, a najwyraźniej typowy dlań uśmieszek nie schodził jej z ust - Gówno obchodzi mnie to, czy twoje organy komuś pomogą czy zaszkodzą, najważniejsze, żebym ja miała z tego kasę. Po drugie - znajdujesz się w miejscu zwanym Mroczne Wzgórza Carissimi, jak mówiłam, pięć godzin od miasta Mortess, jedynego w miarę cywilizowanego miejsca w tej okolicy. Po trzecie - ludzie bywają większymi debilami niż przewiduje ustawa. Nie mogę pozwolić Gorylowi cię puścić, bo jeśli rzeczywiście pochodzisz z tego drugiego świata, możesz okazać się na tyle głupi, żeby rzeczywiście zaryzykować ucieczkę, a ja nie mam zamiaru ryzykować utraty złota, jakie mogę na tobie zarobić - powiedziała, po czym krzyknęła coś do osoby siedzącej po drugiej stronie wozu w obcym języku, z którego Nikolaj nie zrozumiał ani słowa. Zawołany mężczyzna sięgnął do skrzyni na której siedział, po czym rzucił Trupiej Czasze pełną po brzegi butelkę rumu, z którego ta natychmiast pociągnęła długi łyk. - Rany... - mruknęła, ocierając usta wierzchem dłoni. Jak się okazało - wypiła całą flachę jednym haustem. - Jak ja tęsknię za dobrym mortessiańskim winem, od tego taniego alkoholu już mnie mdli - powiedziała, po czym wręczyła pustą butelkę Sanny, która nie wiedząc, co ma z tym zrobić, przechyliła flachę do góry nogami, próbując wydostać z jej wnętrza chociażby kroplę i w komicznym wręcz geście wsadzając język do środka przed raczej szeroką szyjkę naczynia. Annie skrzywiła się, obserwując tę błazenadę i trąciła zielonowłosą łokciem z całej siły w żebra, przez co tej butelka po rumie wypadła z ręki i rozbiła się z trzaskiem o podłogę wozu. - Zachowuj się, idiotko! Przynosisz ujmę naszemu nazwisku! - syknęła wyraźnie niezadowolona, na co z ust Sanny dobył się długi, pełen rozpaczy jęk. - A-Ale siostruś... Chciałam tylko się napić...
- Nie mów do mnie 'siostruś', jesteś ode mnie niższa rangą. Pokrewieństwo nic nie znaczy.

Avatar um_ok
Svald spojrzał na kuchnię. Czuł rosnącą fascynację tym miejscem, chociaż z drugiej strony odrzucał fakt bycia otoczonym przez... Tych złych. Wzdrygnął się na samą myśl tłocznej sali i miasta w którym najpewniej się znajdował. Wolał być w... W Nibylandii, tak. Gdy był młodszy przeczytał tą bajkę i od razu spodobał mu się koncept nie-dorastania. Nigdy nie czuł się gotowy do dorosłego życia i nawet teraz traktował wiele rzeczy jak przygody, tudzież zabawę. Nie inaczej było i tym razem, i choć jego umysł był zajęty analizowaniem każdego zakątka tego miejsca, czuł przepełniającą jego serce radość. Oto przed państwem Dirk Gently i kolejna sprawa do rozwiązania!
Dopiero po serii przemyśleń doszło do niego pytanie kobiety. Spojrzał na nią z miłym, acz raczej osobliwym uśmiechem.
-Oh, ta baśń nadal trwa.-

Avatar
Konto usunięte
-O tak, nie ma to jak potłuczone szkło w nodze o poranku! Kiedy kapitan miał czas na takie zabawy? I gdzie? Nie wyglądacie na półsyreny. A chyba z wróżkami to biologicznie niemożliwe, więc...- nie miał pojęcia, co paplał. Sytuacja go po prostu przerosła, a na domiar złego wydawała mu się absurdalna

Avatar Concordia
Moderatorka
Um_ok:

- Nadal trwa?! - czarnowłosa musiała przytrzymać swoją tiarę czarownicy, gdyż gdyby tego nie zrobiła, ta niechybnie spadłaby jej z głowy z wrażenia. - T-To... Doskonale się składa! - po raz pierwszy od początku ich znajomości, kobieta uśmiechnęła się doń promiennie i... Szczerze. Zupełnie nie przypominała w tej chwili tej samej wrednej staruchy, która na kartach baśni próbowała pożreć dwójkę niczemu niewinnych dzieci. - Jesteś złym protagonistą czy też antagonistą swojej baśni? - zapytała, najwyraźniej w ogóle nie dopuszczając możliwości, żeby Dirk mógł być kimś dobrym. W końcu, jakby nie patrzeć, znajdowali się w pałacu Złej Królowej, a nie Królewny Śnieżki. Czekając na odpowiedź, nieznajoma zabrała od niego zakupy i odstawiła je na ladę kuchenną. Zważywszy na to, że nie spuszczała z niego teraz oka nawet na sekundę, aż dziwnym było, że w ogóle w ów blat trafiła z tymi wszystkimi torbami i się o nic przy okazji nie potknęła.

Wiatrowiej:

- Czas w krainie baśni płynie inaczej niż w twoim świecie - wyjaśniła Annie z kąśliwym uśmiechem na ustach. - Tutaj baśń o Piotrusiu Panie zakończyła się jakieś... Dwa lata temu? Od tego czasu papo i jego nemezis nie toczą ze sobą już nieustannej walki. Bo i dlaczego mieliby? Rada Baśniowa przyznała order Długo i Szczęśliwie Piotrusiowi, nie naszemu ojcu. To koniec. Przegrał. Nie dostał szczęśliwego zakończenia. A raz zakończonej baśni nie da się rozpocząć na nowo. Dlatego teraz, zamiast bez sensu walczyć o swój udział w tej opowieści, Kapitan Hak zajmuje się raczej swoimi własnymi sprawami. Władczyni wszystkich antagonistów z baśni - Zła Królowa - przyznała mu dowodzenie nad jej flotą wojenną i uczyniła jednym ze swoich głównych doradców. Stare nawyki wprawdzie biorą czasami górę, przez co flota pod dowództwem naszego ojca niejednokrotnie dopuszcza się łupiestwa i grabieży, ale poza tym, papo naprawdę nieźle sprawuje się w swojej roli. Mimo iż woli spędzać czas na morzu, czasami jego statek zawija do portu, a on zjawia się u królowej we wcześniej wspomnianej przeze mnie roli jej doradcy. Przez ostatnie dwa lata zawitał do Mortess około dwadzieścia cztery razy na cztery do pięciu dni. Miał mnóstwo czasu na znalezienie sobie jakiejś wysoko postawionej w hierarchii zła kobiety, która z utęsknieniem czekać będzie w porcie na jego powrót z otwartego morza. I choć złej miłości można wiele zarzucić, że nieraz jest nietrwała, interesowna, pożądliwa bądź istniejąca tylko na zasadzie nienawiści do tej samej osoby, nasza matka jest całkiem w porządku. Kiedyś była po tej dobrej stronie, ale odeszła od niej, poważnie skrzywdzona przez swojego 'księcia z bajki'. Może dlatego nie jest taka oschła, zimna i wyrachowana jak wszystkie kobiety po tej złej stronie! - Trupia Czacha uśmiechnęła się szeroko. - Czego nie można powiedzieć o mnie. Ze mnie jest kawał drania po ojcu. Co do Sanny... Sama nie wiem, kogo przypomina. Dobre serce ma po matce, ale nasza mama nie jest aż taką idiotką.
- EJ! - cała czerwona na twarzy, Sanny szturchnęła lekko swoją starszą siostrę łokciem w żebra. - To nie było miłe! - powiedziała, wyraźnie niezadowolona. - I wcale nie miało być miłym.

Avatar
Konto usunięte
-Niema to jak rodzeñstwo! Nie wyglądacie na dwólatki... Ale ja tam się nie znam na tym świecie... Chwila, myślałem, że Hak zginął w paszczy krokodyla! Pamiętam, że mama mi to czytała, miałem po tym straszne koszmary! To go pozdrówcie proszę, powiedzcie, że niewolnik z innego świata jako dziecko płakał pół nocy, bo myślał, że zginął...Chwila, a o której złej królowej w sumie mówimy? Bo co druga taka była a co trzecia się tak nazywała...I czym jest właściwie to Długo i szczęśliwie? - paplał dalej

Avatar um_ok
Mężczyzna zmarszczył brwi. Kim mógł się nazwać w swojej historii? Oczywistym było, że z jego punktu widzenia był absolutnym protagonistą. Ale czy ktoś mógł go nazwać "tym złym"? Nieznacznie potrząsnął głową i wzruszył ramionami, jak dziecko które nie wie co powiedzieć.
-Zależy od perspektywy...- Mruknął cicho.

Avatar Concordia
Moderatorka
Wiatrowiej:

- Hola hola! - powstrzymała go od dalszego mówienia Trupia Czacha, unosząc ze śmiechem dłonie w obronnym geście. - Nie tak szybko, bo nie zdążę odpowiedzieć! - splotła ręce za głową i oparła się plecami o jakiegoś czarnoskórego mężczyznę siedzącego do niej tyłem, zupełnie jak o oparcie krzesła. - Ja nie zachowuję się przeważnie jak dwulatka. Robi to raczej moja młodsza siostra, co zresztą widziałeś chociażby po jej cyrkach z pustą butelką. Dziewczyna ma do cholery siedemnaście lat, zaraz będzie dorosła, a zachowuje się jak małe dziecko! Dzień w dzień, bez przerwy. Gdybyś ty był skazany na taką zdziecinniałą dziewuchę 24h/dobę przez wiele miesięcy żeglugi, też by ci nerwy puszczały. Ale już mniejsza o tę małą cholerę - zielonowłosa posłała Annie mordercze spojrzenie, ale nie wtrąciła jej się do wywodu, najpewniej zwyczajnie postanawiając strzelić focha i już dzisiaj się do niej nie odezwać. - Wracając do tematu naszego ojca... Cóż, to po części prawda, że go krokodyl zeżarł. Po części. Bo widzisz, to nie jest tak, że wszystkie baśnie są całkowicie od siebie oddzielone. Żyjemy w jednym świecie, rywalizujemy bądź pomagamy sobie wzajemnie. Tak też stało się w przypadku naszego ojca... Choć zasadniczo był to zwyczajny przypadek. Zła królowa, będąca przywódczynią złej strony - odpowiadając na twoje pytanie, swoją drogą, chodzi o tą od Królewny Śnieżki - zażyczyła sobie na którejś z co-półrocznych uczt podać coś, czego jeszcze w Mortess nikt nie jadł. Nadmienię, że jest to miejsce skryte w górach skalistych, więc nie żyją tam żadne krokodyle. Kucharka królowej wpadła zatem na ów oryginalny pomysł i... Cóż, zgadnij, na którego krokodyla trafiły osoby odpowiedzialne za dostarczenie głównego składnika do wspomnianej potrawy? Kiedy zwierzę zabito i rozkrojono, odkryto, że... Cóż, proces trawienny jeszcze nie zaczął działać, że tak to ujmę, a że krokodyle z powodu niemożności przeżuwania muszą połykać pokarm w całości... Cóż. Ojciec był podobno nieprzytomny, ranny, poważnie poparzony kwasami żołądkowymi i ogólnie ledwo żywy, ale jakoś udało im się go odratować. W ramach spłaty długu wdzięczności za ocalenie życia, królowa zatrzymała ojca w pałacu na służbie. Dopiero z czasem zaufała mu na tyle, żeby uczynić go swoim doradcą i pozwolić na opuszczanie jej pałacu. Zresztą, uznała, że ktoś z jego wiedzą przyda się o wiele bradziej jako dowódca jej floty, niż jako dworzanin... I to w sumie koniec historii. Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć na ten temat! - rudowłosa wzruszyła obojętnie ramionami. - A w kwestii Długo i Szczęśliwie - czasami osoby z dwóch przeciwnych stron połączy specyficzna relacja, którą nazywam nienawiścią od pierwszego wejrzenia i... Cóż, wtedy rozpoczyna się baśń, w której dobro ściera się ze złem, aż któraś ze stron uzyska szczęśliwe zakończenie. To właśnie jest Długo i Szczęśliwie - zakończenie dające postaci władzę nad konkretną częścią świata. Źli tego pragną, dobrzy wiedzą, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć będzie im to dane. A o baśniach, w których wygrywają ci źli się nie mówi. Zostają zapomniane, nigdy nie docierają do prawdziwego świata, bądź zostają tak ocenzurowane, żeby to zwycięzca był 'tym dobrym' nawet jeśli przez całe życie tylko gw**cił i mordował. Niemniej, władza i wszystkie pozostałe korzyści ze zwycięstwa pozostają. Tak to w wielkim skrócie wygląda... - Annie zmarszczyła nieznacznie brwi - Odpowiedziałam na wszystkie pytania, które zadałeś czy któreś zgubiłam po drodze?

//To uczucie, kiedy pół godziny czytasz artykuły o tym, jak przebiega proces jedzenia i trawienia u krokodyli, żeby na pewno niczego nie spieprzyć i nie dać jakiejś poważniejszej nielogiczności.

Um_ok:

- Zależy od perspektywy? - powtórzyła wiedźma, marszcząc nieznacznie brwi. - Jakiej znowu perspektywy? Jesteś w świecie baśni, tu można być albo dobrym albo złym i albo protagonistą albo antagonistą. Co nie znaczy, że dobrzy nie robią złych rzeczy, oczywiście. W końcu mnie moi protagoniści wepchnęli do pieca. Całe szczęście, że Jaga była niedaleko i w ostatniej chwili mnie wypuściła, bo inaczej zostałaby ze mnie kupka popiołu! - to mówiąc poprawiła nieznacznie włosy i raz jeszcze zlustrowała Dirka uważnym spojrzeniem. - To w końcu jak jest? Baśń opowiada o tobie czy o kimś innym, a ty próbujesz tylko tę osobę pokonać? I jak ci w ogóle na imię, chłopcze? - zapytała chłodnym tonem głosu, jednak w jej oczach nadal widać było owe zaciekawienie, które sprawiało, że nie zdawała się już aż tak bardzo nieludzka jak na początku ich znajomości.

Avatar Concordia
Moderatorka
Kazute:

Belladonnę obudził delikatny, lawendowy zapach unoszący się w powietrzu oraz chłodny, przesycony aromatem ozonu powiew gładzący jej twarz. Znajdowała się w nieznanym sobie pokoju, leżąc w całkiem wygodnym, dwuosobowym łożu z baldachimem, zaścielonym na jasny błękit. Umeblowanie pomieszczenia było dość staroświeckie, jednakże bez wątpienia bogate i gustowne. Przez uchylone okno dostawało się światło dzienne, jednakże o pięknej pogodzie z pewnością nie było mowy - praktycznie całe niebo zasnuły ciężkie, burzowe chmury i ogólnie atmosfera na dworze zdawała się dość ponura. Jedynie wewnątrz pomieszczenia, w towarzystwie wspomnianego zapachu lawendy i rozbrzmiewającej cichutko melodii z pozytywki, otoczenie zdawało się jako tako przyjazne i całkiem przytulne. Dziewczyna nie miała na sobie swoich ubrań, a błękitną koszulę nocną - jej własne ubrania leżały starannie poskładane na krześle obok łóżka, w zasięgu jej ręki. Nie była jednak sama w pokoju. Znajdowała się tutaj też inna dziewczyna. Niezwykłej urody, o długich, jasnobrązowych włosach opadających jej lekkimi falami na plecy, wpatrywała się niebieskimi, pełnymi melancholii oczami gdzieś w odległy horyzont, siedząc na parapecie okna i otaczając ramionami swoje zgięte w kolanach nogi. Miała na sobie jasnobłękitną koszulę nocną - taką samą jak Belladonna i śnieżnobiałe skarpetki, do których nie założyła jednak żadnych butów. Nagle zdała się jakby coś usłyszeć, bo drgnęła, spojrzała w stronę Blake i uśmiechnęła się ciepło.
- Oh. Już się obudziłaś. Co za ulga! - powiedziała jedwabistym, przyjemnym dla ucha głosem, spuszczając nogi z parapetu i wstając. Miała na oko jakieś dwadzieścia lat plus-minus jeden, a jej wyprostowana postawa świadczyła o sporej dozie pewności siebie i otwartości. - Już się obawiałam, że będę musiała wezwać do ciebie uzdrowicielkę. Dosłownie za chwilę miałam ubrać się i po nią iść - stwierdziła, podchodząc bliżej, z tym samym, pogodnym uśmiechem na ustach. - Jak ci na imię? Straże znalazły cię wczoraj na skwerze z fontanną przed boczną bramą pałacu. Skłamałam, że jesteś moją dawną przyjaciółką, która miała wpaść do mnie w najbliższym czasie z wizytą, ale wolałabym jednak wiedzieć, kogo chronię. Mam nadzieję, że czujesz się już dobrze? - zapytała uprzejmie, przekrzywiając nieznacznie głowę i przyglądając jej się z zaciekawieniem.

Avatar
Konto usunięte
Concordia pisze:
Wiatrowiej:

//To uczucie, kiedy pół godziny czytasz artykuły o tym, jak przebiega proces jedzenia i trawienia u krokodyli, żeby na pewno niczego nie spieprzyć i nie dać jakiejś poważniejszej nielogiczności.

//Myślałem, że po prostu użyjesz "Piotrusia Pana w szkatłacie" :v //
Zaczął się trochę rozluźnić i uspokajać. W końcu nic mu martwienie się pomóc nie mogło. Roześmiał się gdy piratka mówiła o swoim wieku
-Chyba tak, dzięki za takie odpowiedzi. Jak na kogoś kto w każdym momencie można mnie zabić albo sprzedać zadziwiające że w ogóle ze mną rozmawiasz. Z tymo dwulatkami chodziło mi o to, że mówiłaś że Kapitan wylądował wMortess akieś dwa lata temu, więc... o Jezu przenajświętszy, курва! Skoro tak tu płynie czas to nawet jakbym jakimś cudem wrócił do domu to minie ładnych parę lat...- Nikolaj zbladł potwornie. Do tego momentu wciąż miał nadzieję, że to się dobrze skończy

Avatar Concordia
Moderatorka
- W sumie... - Annie uśmiechnęła się szeroko - W takim sensie można by stwierdzić, że obie mamy po dwa lata według realiów świata baśniowego. Ale ja urodziłam się w prawdziwym świecie, gdzie jak już się pewnie zorientowałeś, czas płynie dużo szybciej niż tutaj. Jako dziecko odwiedzałam tatę raz na rok. Dopiero jakieś cztery miesiące temu przeprowadziłam się do świata baśniowego na stałe. Mam dwadzieścia lat, chociaż w tym świecie minęły rzeczywiście dwa lata od dnia mojego narodzenia. Kiedy według moich realiów odwiedzałam ojca co rok, według jego realiów było to co miesiąc... Dziwne, że wcześniej nie spojrzałam na to z tej strony - uśmiechnęła się do Nikolaja, jednak ów uśmiech był... Po prostu upiorny i nie mógł z pewnością zwiastować niczego dobrego. - A co do powodu, z jakiego z tobą rozmawiam... Brańcom, których sprzedaję jako niewolników, zwykle ucinam języki i przypalam ranę, żeby się przypadkiem nie wykrwawili (język jest naprawdę silnie ukrwiony u człowieka). Możliwe, że rozmowa ze mną to ostatnia ustna rozmowa, jaką w życiu odbywasz. Może i jestem draniem, ale nie miałabym serca odebrać ci przyjemności w postaci ostatniej głośnej konwersacji przed nastąpieniem nieuniknionego... Taka już jestem. Złote serce, prawda? - jej uśmiech stał się jeszcze odrobinkę bardziej drapieżny, nim roześmiała się, odchylając się nieco bardziej do tyłu, przez co mężczyzna służący jej plecami za oparcie musiał się pochylić do przodu. - Oh tak. Jestem po prostu dla ciebie za dobra, ot co! - stwierdziła z rozbawieniem.

Avatar
Konto usunięte
-Hahaha, ech, pewnie mówisz poważnie. Jesteś prawdziwa?! To znaczy z prawdziwego świata? Mówisz, że przejścia są tak dobrze dostępne? Swoją drogą ciekawe ile jeszcze bajek przeszło granicę...I ten, no, myślę, że z językiem będę wart więcej, wiesz, umiem go dobrze kontrolować i używać na różne pożyteczne sposoby...Ach, a ci antybohaterowie, którzy wygrali swoje Długo...Kto to na przykład jest?

Avatar Concordia
Moderatorka
- Kopciuszek i Śpiąca Królewna. Żadna z nich nie była nigdy dobra, choć w baśniach wszystko zostało przekręcone w taki sposób, żeby przedstawić je w jak najlepszym świetle. Rada Baśniowa w życiu nie dopuściłaby do przyznania wprost, że dwie złe bohaterki mogły wygrać w tak dobrze kojarzonych w 'prawdziwym świecie' baśniach! Przykładowo, cenzura całkowicie przerobiła to, dlaczego bucik pasował tylko na nogę Kopciuszka. To nie była magia ani nawet wyjątkowo drobna stopa. Po prostu kiedy dowiedziała się, że książę w pierwszej kolejności odwiedzi ich dom i jest na tyle naiwny, żeby uwierzyć, że pantofelek nie będzie pasował na nikogo innego niż tylko na Kopciuszka, wzięła siekierę i odrąbała obie nogi tej siostrze, która miała ten sam rozmiar buta co ona, a drugą wraz z macochą zamknęła w piwnicy, żeby nikt nie mógł jej przeszkodzić w przypieczętowaniu jej upragnionego Długo i Szczęśliwie. A Śpiąca Królewna? To dopiero kawał drania! Ogólnie historia zaczęła się od jej matki, która żeby zdobyć serce króla, podała mu eliksir miłosny, który wydębiła wcześniej od czarownicy Jagi. Dziecko narodzone w wyniku zaklęcia miłosnego nie jest zdolne kochać. Aurora urodziła się z sercem tak czarnym i tak mrocznym, że wszystkie wyrocznie zgodnie przepowiadały, iż przyczyni się ona do wielkiej katastrofy. Zła wiedźma, która zaklęła Śpiącą Królewnę w wieczny sen, tak naprawdę była jedną z wielu dobrych wróżek i rzucając urok 'zaśnie na wieczność' starała się ocalić świat przed złem, które płynęło z serca małej księżniczki. Królowa jednak okrzyknęła wróżkę wiedźmą i stanowczo zaprzeczyła przepowiedniom, mówiąc, że serce jej córki jest czyste jak łza i nakazując wszystkim czarodziejkom w królestwu podjąć wszelkie starania, żeby zdjąć ciążącą nad Aurorą klątwę. Resztę historii już znasz, dalej nie działo się nic nieoczekiwanego. Jednak baśń się zakończyła, a zignorowane przepowiednie prędzej czy później się wypełnią. Wszyscy w Mortess wiedzą, że ona jest jest zła, dobrzy jednak odsuwają od siebie tę myśl, zaprzeczają temu. Zresztą, jak mogliby nie zaprzeczać? Aurora jest teraz przewodniczącą Rady Baśniowej. To ona decyduje, kto trafi do baśni, kiedy, w jaki sposób, jak zostanie w niej przedstawiony, a nawet kto będzie nemezis danej osoby. Gdyby przyjęto do wiadomości, że jest złem wcielonym, zdano by wreszcie sobie sprawę z tego, że to zło ma praktyczną władzę nad tym światem, a nie dobro, jak się powszechnie uważa! - uśmiechnęła się do niego szeroko, równocześnie sięgając do jednej ze skrzyń po ciemnobrązową flachę, prawdopodobnie wypełnioną rumem. - A co do mojej 'prawdziwości'. To nie do końca tak, żebym pochodziła z twojego świata. Moja matka stamtąd pochodziła, ale tak jak ty trafiła do tego świata, gdzie niechcący wplątała się w czyjąś baśń i stała się jej częścią. Jakiś czas po poznaniu mojego ojca postanowiła wrócić do swojej rzeczywistości i powracać tutaj raz na rok, choć według tutejszego systemu czasowego przypadało to około raz na miesiąc. Mówię około, ponieważ czasami czas w tym 'prawdziwym świecie' płynie dużo, a czasami tylko trochę szybciej niż tutaj. W każdym razie, odwiedzała świat baśniowy za każdym razem, kiedy okręt ojca przybijał do portu, żebyśmy obie (po narodzeniu Sanny - wszystkie trzy) mogły się z nim spotkać. Ojciec nie jest... Zdecydowanie nie jest typowym rodzicem, ale taki jaki jest jest najlepszy. Reasumując, przyszłam na świat i dorastałam przez większość życia w świecie, z którego pochodzisz ty, ale nie należę do niego. Jestem postacią baśniową... Zasadniczo to prawie baśniową. Jeszcze nie dostałam swojej opowieści ani swojej nemezis. Ale to się na pewno niedługo stanie. W końcu mam dwadzieścia lat. Ile mogłabym czekać na stanie się złoczyńcą w jakiejś baśni? Jeszcze nie słyszałam o piracie po osiemdziesiątce, więc na pewno powinno się to stać zanim się zestarzeję - stwierdziła, wzruszając obojętnie ramionami i upijając długiego łyka ze swojej flachy. - Ja pie**olę, kto do jasnej cholery wpadł na pomysł, żeby zabrać ze sobą tani rum zamiast dobrej, mocnej wódy!? To jest jak martwy płód, niby jest, a kurna nie kopie! - zwróciła się do załogi z wyraźnym wyrzutem w głosie.

Avatar um_ok
-A, a.- Dirk pokręcił głową. -To stare baśnie mówią antagonistach, protagonistach. Zaś nowe...-Tutaj wskazał na siebie.-Nie są aż tak czarno białe. Dla niektórych jestem złą osobą, zaś inni uważają mnie za bohatera.-
Svald sam był pod wrażeniem, że potrafił to wszystko owinąć w takie słowa. Miał tylko nadzieję, że kobieta mu uwierzy...
-I jestem Dirk. Dirk Gently.- Dodał na końcu.

Avatar Concordia
Moderatorka
Wiedźma chwilę mu się przyglądała w taki sposób, jakby próbowała przejrzeć jego duszę na wylot. Nie odzywała się w tym czasie ani nawet nie mrugnęła, przez co można było odnieść wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni. - Mówisz bardziej z punktu widzenia otaczających cię ludzi - stwierdziła w końcu, wyjmując z toreb z zakupami jakieś bliżej nieokreślone, błękitne warzywo i kładąc je na desce do krojenia, nadal jednak nie spuszczając z Dirka wzroku. - A ja pytałam o punkt widzenia Rady Baśniowej. Protagonista zawsze dostaje księgę ze swoją baśnią, w której magicznym sposobem na bieżąco zapisywane są jego losy. Masz taką księgę czy nie? - zapytała odrobinę już chyba zniecierpliwiona, wyjmując ostry nóż z szuflady. Kiedy patrzyła na Dirka w ten sposób, trzymając w ręku ostre narzędzie... Cóż, nie wróżyło to niczego dobrego. Jej cierpliwość najpewniej była na wyczerpaniu. Nawet ten w pewien sposób ludzki błysk w jej oczach zaniknął, ustępując miejsca chłodnej zaciętości, kiedy oczekiwała jasnej, jednoznacznej odpowiedzi z jego strony. Zaczęła powoli, nieśpiesznie kroić przygotowane wcześniej warzywo w idealnie równe plasterki, o dziwo niczego sobie nie ucinając nawet pomimo tego, że nie patrzyła co robi.

Avatar
Konto usunięte
-Dobra, może wykorzystam moment zanim mnie zabijesz i/lub pozbawisz ważnych organów...Mówisz o dobrze i źle jakby to było takie proste i nieskomplikowane. Jakby każdy był z urodzenia albo nadania dobry albo zły...

Avatar Kazute
Bella wpatrywała się niepewnie w dziewczynę swoimi niebieskimi oczami, odziedziczonymi po matce. Targały ją mieszane uczucia. Miejsce to kompletnie było jej nieznajome. Może to był sen, w który zapadła tuż po straceniu przytomności nad brzegiem wolno płynącej rzeki? Miło było się tak pocieszać. Coś w jej umyśle mówiło, że to jednak nie sen, a jawa. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się, jak odpowiedzieć swojej rozmówczyni. W końcu nieznajoma była dla niej niesamowicie miła oraz przyjaźnie nastawiona, a wierząc jej słowom, uratowała ją, tym samym zapewne sprawiając, że obudziła się właśnie tutaj, w wygodnym łóżku a nie na podłodze w jakiejś zimnej celi. Postanowiła więc być równie uprzejma, ale zachować pewien dystans, co było dość trudne, gdyż czuła się jak małe dziecko zagubione w wielkim lesie skrywającym wiele niebezpieczeństw.
- W-wszystko ze m-mną d-dobrze, dziękuję z-za pomoc... - brązowowłosa odpowiedziała dość cicho, lekko się jąkając. - Nazywam się Blake. Belladonna Blake... i mam ważne pytanie. Gdzie ja jestem...?

Avatar um_ok
-Shit.- Mruknął Dirk, cofając się kilka kroków. Podniósł ręce do góry i westchnął.
-Okej, okej. Najwyraźniej jestem zmuszony do powiedzenia prawdy.- Powoli opuścił ręce, nie spuszczajac jednak wzroku z wiedźmy, a raczej jej noża.
-Nie jestem stąd.- Powiedział cicho.

Avatar Concordia
Moderatorka
Wiatrowiej:

- Bo to naprawdę jest takie proste. W przeciwieństwie do waszego świata, w królestwie baśni dobro i zło to cechy genetyczne, dziedziczone po rodzicach, ewentualnie będące efektem ubocznym stosowania przez rodziców niektórych eliksirów. U mnie i Sanny sprawa się nieco komplikuje, ponieważ mamy w sobie cechy zarówno ojca pirata jak i matki 'tej dobrej'. U nas zatem bardziej zadecydowało wychowanie niż geny, ponieważ obie jesteśmy takie pół na pół. Sanny zawsze była bardzo blisko z naszą matką, za to ja odkąd pamiętam czułam się raczej córeczką tatusia, co widać po naszym zachowaniu. Mimo iż obie mamy wybór, żadna z nas się nie zdecydowała na ścieżkę dobra. Ja dlatego, że chcę iść w ślady ojca (pomijając skończenie w brzuchu krokodyla i ledwo wyjście z tego żywcem), a Sanny po prostu nie chce być jedyną 'tą dobrą' w rodzinie, odkąd matka postanowiła opuścić 'tych dobrych', więc w rezultacie siostruś wszędzie za mną łazi i tylko działa mi na nerwy - Trupia Czacha posłała siostrze wymowne spojrzenie, po czym spojrzała w stronę przewijającego się poza wozem krajobrazu. - Tak to wygląda w tej rzeczywistości. Jeśli oboje rodzice są złoczyńcami, ich dzieci również będą zło czynić, a jeśli oboje są dobrzy - ich potomstwo też nigdy nie zboczy na złą ścieżkę. Najwięcej kłopotów jest właśnie z tymi wspomnianymi wyjątkami - Annie wzruszyła obojętnie ramionami, biorąc jeszcze jeden łyk rumu (o dziwo nadal nie zdawała się ani odrobinę pijana, pomimo iż jej oddech capił alkoholem już niemiłosiernie). - Jedni z tych 'wyjątkowych' wybierają jedną ścieżkę raz na zawsze i nią podążają, inni zmieniają strony jak rękawiczki, żeby tylko jak najwięcej zyskać. Różnie to bywa. Czasami takie osoby są błędnie utożsamiane z którąś ze stron, a potem sku*wysyni okazują się zupełnie inni, niż się początkowo wszystkim zdawało. Takie przypadki też miał już szansę poznać ten świat.

Kazute:

- W zamku Mortess. Powiedziałabym ci dokładniejszą lokalizację tego miejsca, ale... Prawdopodobnie i tak nie będziesz wiedziała, o czym mówię. Pochodzisz ze świata, w którym istnieją miejsca takie jak Anglia i Francja, prawda? Wiem, że to może brzmieć dla ciebie dziwnie, ale... To już nie jest ten sam świat - nieznajoma uśmiechnęła się krzywo, podpierając rękę na biodrze i przekrzywiając nieznacznie głowę, podczas gdy jej błękitne niczym niebo w pogodny dzień oczy nadal wpatrywały się w Belladonnę uważnie. - Sama pochodzę z twojego świata, więc w przeciwieństwie do wielu osób, które mogłabyś tu spotkać, ja potrafię rozpoznać, kiedy natrafię na kogoś 'nie stąd'. A twój strój... Cóż, jasno sugeruje, że nie jesteś córką Kopciuszka ani kuzynką Rumpelstiltskina! - dziewczyna usiadła na brzegu łóżka w pobliżu Blake, a jej uśmiech z powrotem stał się miły i naturalny. - Nazywam się Wendy. Ta sama Wendy, którą możesz znać z opowieści o Piotrusiu Panie i ta sama Wendy, która - zgodnie z zakończeniem historii - nie powinna się teraz w ogóle znajdować w tym świecie. Witaj w świecie baśni, Belladonno Blake! Miło mi cię poznać! - orzechowowłosa wyszczerzyła zęby w szerokim, promiennym uśmiechu, w otwartym geście wyciągając ku Belli rękę, jakby chcąc wymienić z nią uścisk dłoni. Zdawała się kimś, kto doskonale wie, że to co mówi brzmi dla innych osób cudacznie, a równocześnie tym bardziej czerpie przyjemność z obserwowania reakcji innych na swoje słowa. Tylko czy ona aby na pewno mówiła prawdę? Brzmiało to wszystko przecież tak nieprawdopodobnie!

Um_ok:

Wiedźma z donośnym zgrzytem metalu wbiła nóż w deskę do krojenia, a spojrzenie jej pustych, czarnych oczu, niemalże dosłownie przewiercało Dirka na wskroś. - Nie stąd to znaczy skąd? - kobieta zmrużyła podejrzliwie oczy, odwracając się do niego przodem i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Na szczęście - nóż zostawiła tam, gdzie go wbiła, przez co nie zdawała się już aż taka groźna, jak ledwie chwilę temu. - Nie wyglądasz mi na jednego z tych 'Zaginionych Chłopców' którzy ostatnio masowo przechodzą na stronę zła, jesteś za stary, żeby być jednym z nich, więc 'prawdziwy świat' odpada. Nibylandia zresztą też... Pochodzisz z którejś z 'dobrych' krain? - słowo 'dobrych' wypowiedziała tak, jakby było ono najgorszą możliwą obelgą w jej języku, tak wulgarną, że aż nie wypada jej wymawiać. Równie dobrze mogłaby powiedzieć 'pieprzonych krain' (lub gorzej) a i tak wydźwięk byłby taki sam. - A może jesteś kolejnym brańcem z obcych ziem, którego ten cholerny pirat podesłał do pałacu na służbę zamiast go zabić? Słyszałam, że dzisiaj przybija do portu, ale nikt mnie nie uprzedzał, żeby znowu zabrał ze sobą kogoś żywcem. Darowywanie życia to bardzo zły nawyk, zwłaszcza u tak znanej postaci baśniowej, chyba przejął to od swojej córki.

Avatar
Konto usunięte
-Boże, to jest taka przepaść mentalnościowa...W takim razie ze zwykłymi tutejszymi nigdy się nie dogadam. Mówisz jakbyś wierzyła w to co mówisz, czyli pewnie wierzysz. Czyli co? Nie byłabyś w stanie czynić dobra? I co to w ogóle znaczy dobro? Dobro to to, co jest dobre dla Ciebie? Umiejętność poświęcenia dla innych? Honor? Kto ustala, co jest dobre a co nie?

Avatar Kazute
Blake niepewnie uścisnęła dłoń dziewczyny. Mimo, iż zdawała się ona ją rozumieć, to jednak to wszystko wciąż wyglądało jak sen! Jak bajka, w którą istnienie wierzą kilkuletnie dzieci, niewinne, radosne, nie znające problemów oraz trosk dorosłych. A Belladonna nie była już dzieckiem, tylko młodą dorosłą. Wiele lat temu przestała już wierzyć, że niektórzy ludzie potrafią latać, że istoty takie jak wróżki, syreny czy jednorożce istnieją. Nie wiedziała już, w co wierzyć. W tej sytuacji chciała przytulić się do jej ukochanego Fabiana i uzyskać od niego wsparcie. Jego jednak nie było przy niej, więc musiała sobie radzić sama. Po chwili cofnęła dłoń.
- Mi też miło Cię poznać, mimo okoliczności... - odparła, wciąż nieśmiało. Westchnęła cichutko, po czym dodała, odważając się spojrzeć w piękne, błękitne oczy Wendy. - Wybacz, ale... Nie potrafię uwierzyć w to, że jakimś cudem przeniosłam się do świata baśni, jeśli dobrze pamiętam. Wszystko wydaje mi się tylko jakimś realistycznym snem... - zgarnęła zbłąkany kosmyk brązowych włosów, który znalazł się na jej bladej twarzy za ucho, by już dłużej nie przeszkadzał.

Avatar um_ok
Dirk już chciał coś powiedzieć, ale jakimś cudem się powstrzymał. Chciał być zaginionym chłopcem! Dlaczego musiał być za stary na bycie nim?!
-Piratów, jeśli to cię uspokoi, nie spotkałem. Jesteś pierwszą...-Zawahał się.-...Osobą z jaką tu rozmawiam.-
Zamilkł, ale tylko na chwilę.
-Zresztą możesz mi powiedzieć o "prawdziwym świecie"?-

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar Historyjka
Właściciel: Historyjka
Grupa posiada 1351 postów, 10 tematów i 16 członków

Opcje grupy Długo i Szcz...

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Długo i Szczęśliwie [PBF]