Właścicielka
Wtedy zaczęli sobie strzelać, a jedna z kaczek spadła Buenorowi na głowę.
Zmiana tematu
Podniósł ją, aby się jej przyjrzeć, Krasnolud rzadko widuje kaczki.
Właścicielka
Była niebieska i jeszcze pół żywa.
Właścicielka
Bartuś
Dotarl z Dominiciem do parku.
Park ten widział wiele razy czy to z okna, czy przez niego przechodząc, więc nie zatrzymał się tylko szedł dalej.
Właścicielka
- A dokąd właściwie teraz idzimy?
- Masz naprawdę krótką pamięć. Mówiłem, do baru.
Głupio było zostawić ją w takim stanie, więc dobił ją poprzez uderzenie toporem w łeb.
Właścicielka
Wysypała się z niej kasza. Co ciekawe, ugotowana.
- Do Wiktorii?
- Do jakiegokolwiek. Może być i do Wiktorii.
- Kaczki powinny tak robić?
Właścicielka
- Fajnie. Dawno nie piłem.
- Z mojej wyleciala kukurydza. - skwitował jeden z twych towarzyszy.
To szedł do tego baru przez ten park.
Właścicielka
Cóż, przed nim jedynie pozostała decyzja, czy przejdzie przez Labirynt, czy go okrąży.
Przez labirynt chyba jest szybciej. A Dominic z góry jak co może go poprowadzić.
- W sumie dobrze, więcej żarcia dla nas.
Właścicielka
Teraz wystarczyło jedynie tam wejść.
- O, lubię labirynty!
Jeden z twych kompanów zaczął zbierać owe padłe kaczki.
- No spójrz. Akurat tam idziemy. - Wszedł w ten ogrom ślepych korytarzy, z których tylko jeden prowadzi do wyjścia... dobra chyba trzy ale tylko jeden do właściwego, inaczej zwany labiryntem.
No to skoro kaczki zostały pozbierane, wypada ruszyć w drogę powrotną.
Właścicielka
Plan został stworzony, wystarczyło go wykonać. Tymczasem Buenor usłyszał jakieś beczenie w pobliżu.
//Tylko nie pomarańczowy baran ;-;//
Spróbował ustalić, skąd dokładnie dochodzi.
Właścicielka
//co ja właśnie przeczytałam
Dochodzilo zewsząd.
//HALO BARAN POWIEDZ COŚ//
A przypominało mu coś konkretnego? Jakieś znane zwierzę lub odgłos?
Właścicielka
Przypominało odgłos traktora. Zobaczył przed sobą coś pomarańczowego.
Przyjrzał się temu dokładniej.
Właścicielka
//sorry
Było puchate, charczało i chyba nie było samotne, z kilku stron zaczęło ich osaczać.
A duże to? Albo chociaż groźnie wyglądało?
Właścicielka
Były to mechaniczne barany naturalnej swej wielkości. Z metalicznych pysków buchała para a oczy świeciły na czerwono.
- Ło ku*wa... - rzekł Buenor, siląc się tylko na to, gdyż więcej nie mógł z siebie wydobyć, ponieważ, jak każdy Krasnolud, lubił w technologię i wyobrażał sobie teraz siebie i swoich chłopaków na takich cacuszkach jak zapi**dzielają na pohybel sku*wysynom.
Właścicielka
Pierwszy z brzegu zaszarżował swym łbem na Buenora gdy ten rozmyślał. Krasnolud podleciał do góry, zrobił koziołka i z impetem uderzył kroczem w nie do końca wygodny grzbiet barana.
Korzystając ze swego położenia, wzniósł w gorę topór i wbił go w barani łeb, wykorzystując ból przemieniony we wściekłość, aby skoncentrować go w toporze i ciosie ostatecznej dewastacji.
Właścicielka
Topór odbił się od baraniej głowy, mało nie uderzając w Buenora, na baranim łbie jednam zosatwiając głęboką na kilka centymetrów szramę.
Niby fajnie, kolejna do kolekcji, a chłopakom naopowiada, że to był jakiś Smok czy coś... No, skoro nie tak, to poszukał miejsca, które wydaje się w jakiś sposób słabsze od innych.
//>Pierwsza w nocy.
> Logiczne myślenie.
Wybierz jedno :V//
Ponowił więc atak, w dokładnie to samo miejsce.
Właścicielka
Trafił obok, baran miał dwie ładne szramy i nieszczególnie się tym przejmował, gdyż bódł największego durnia spośród twych ludzi.
Właścicielka
//nie pytaj, mam dziwne pomysły
//Dziwne słowo, nie słyszałem, teraz rozumiem.//
Pewnie był nim Pwent, w końcu tytuł szałojownika zobowiązuje, nie? Niemniej, postarał się baranowi jakoś to obrzydzić, poprzez kolejne ciosy toporzyska.
Właścicielka
Baran zaczął skwierczyć jakby go grillowali.
Je**ął jeszcze raz, dla pewności, a później zeskoczył, mając przeczucie, że coś zaraz je**ie.
Właścicielka
Baran się rozdupczył i zrobił dziurę w ziemi. Przy okazji nieco podjarał Buenora.
Jeśli były jeszcze jakieś płomienie, to natychmiast je ugasił, aby później rozejrzeć się po okolicy.
Właścicielka
Cóż, najwyraźniej rozdupczenie barana pogoniło jego stado z dala. Zostali sami z bolącymi rzyciami.
Właścicielka
Bartuś
Ana patatajała na zebrze przez park.
Bardziej to Ana próbowała nie spaść z patatającej zebry ale uznajmy, że jest dobrze. Tak więc spojrzała przed siebie.