Właściciel
Obudziłaś się prawdopodobnie następnego dnia, choć nie masz jak tego określić.
Nasłuchiwała, czy są tu inni. Poza tym sprawdziła, czy nic się jej nie stało, czy nic nie zginęło, czy Rico jest przy niej. Robiła to nieco paranoicznie, ale zarazem metodycznie. Wolała być pewna, że wszystko jest dobrze.
Właściciel
Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a w sypialni jesteś sama.
Podniosła się i upewniła się, że wokół nikogo nie ma. Przeciągnęła się, upewniła się, że Rico jest przy niej i zaczęła się gimnastykować. Następnie nasłuchiwała, czy ktoś jest w budynku.
Właściciel
Słyszysz cichy szept dochodzący z pomieszczenia obok.
Właściciel
- I w godzinę śmierci naszej. Amen. - dokończył modlitwę nieco głośnej Rick i znów słyszysz szepty, prawdopodobnie zaczął klepać inną modlitwę lub tę samą, z tym że od nowa.
Wyszła na moment z sypialni, starając się mu nie przeszkadzać.
Właściciel
On zaś starał się nie zwracać na Ciebie uwagi.
Chodziła tam i tu, patrząc co jest ciekawego. Nie odzywała się, chyba czekała aż Rick skończy.
Właściciel
W końcu wykonał znak krzyża i wstał z klęczek.
- A co chodzi?
- Przepraszam, chyba ci przeszkodziłam. Tylko tak się rozglądam. Ładnie tu masz.
Właściciel
- Jak mówiłem, robiłem to kilka lat.
- Hm, chyba będę się musiała niedługo zbierać, co? - powiedziała to do Ricka albo głośno pomyślała, sama nie była pewna. Przyzwyczajenie do braku gościnnosci.
- No, z tego powodu co zawsze. Ty mnie nie chcesz, bo cię denerwuję. Ostatnia osoba modląca się od rana uznała mnie za wcielenie diabła. Właściwie nadal nie wiem dlaczego.
Właściciel
- Och, ja tak wcale nie sądzę. Przyjąłem już tylu ludzi pod swój dach, że nie widzę problemu, abyś została.
- Patron ubogich, święty narodów. Misjonarz normalnie. - Jej zdaniem powiedziała to cicho, jednak w praktyce dość wyraźnie.
Właściciel
- Wolę określenie Ksiądz, czuję się wtedy jak mój ulubiony aktor w ulubionym filmie. - odrzekł z uśmiechem. - Chociaż księdzem nie jestem, wstąpiłem do seminarium, ale apokalipsa poprzedziła moje święcenia.
- To bardziej mnie dziwi, że mnie nie masz ochoty wyrzucić. Księża mnie nie lubią. Jakoś tak od zawsze.
Właściciel
- Nie wnikam czemu. - powiedział i rozsiadł się na swoim krześle, sięgając po konserwę.
- I to jest ten moment gdy nie mam co ze sobą zrobić. - rzuciła cicho.
Właściciel
- Proponuję wypuścić psa, jeśli zesra mi się w środku, będzie spał na zewnątrz. - odparł, wskazując na Ricko drapiącego w drzwi.
Zamordowałaby go wzrokiem, ale nie chciała go jeszcze zabijać, więc bez słowa wypuściła Rico. Wymknęła się na zewnątrz razem z nim. Czuła się cholernie dziwnie.
//dej odpis, bo Rico się naprawdę zesra
Właściciel
//Wops, nie zauważyłem.//
Pies poszedł ulżyć sobie w pobliskie krzaki, zostawiając Cię samą ze swymi myślami i obawami.
Usiadła po turecku w trawie i poczekała na niego. Zapaliłaby, gdyby paliła i miała papierosa. Teraz mogła jedynie gryźć wargę i próbować rozgryźć świętoszka.
Właściciel
Z pewnością był to niezwykle religijny mężczyzna, który na apokalipsę przygotowywał się od wielu lat, choć nie zakładał, że będzie nią inwazja żywych trupów. Ilość jedzenia, wody, medykamentów i łóżek sugerowała, że przyjmował on do siebie każdego, kto potrzebował pomocy.
Czuła się obco w takim miejscu. Wolała, gdy wszystko było prostsze, gdy ludzie nie udawali, że ją lubią. Wciąż czekała na Rico. On był prosty - lubił ją, gdy dawała mu jeść, nie lubił, gdy mu jedzenie zabierała.
Właściciel
Pytanie tylko, czy na pewno? Czy na pewno udawał?
Tymczasem dalsze kontemplacje przerwał Ci powrót psa, niezwykle zadowolonego, najpewniej ze swego dzieła pozostawionego w krzakach.
Poczochrała go po kudłach, od razu pozbywając się negatywnych myśli i wszelkich przemyśleń. Od razu poprawił się jej humor, nie zastanawiała się już nad tymi wszystkimi ludźmi. Jakby ich nie było.
- Masz ochotę na aportowanie? - zapytała psa.
Właściciel
Wydał pojedyncze szczeknięcie, które było zapewne potwierdzeniem.
Poszła więc rozejrzeć się za jakimś porządnym kijem.
Właściciel
Znalazłaś gałąź, powinna wystarczyć.
Wobec tego porządnie rzuciła ją przed siebie.
Właściciel
Pies szczeknął i chwilę śledził go wzrokiem, a później pobiegł w miejsce, gdzie upadła gałąź i wziął ją w zęby, aby dostarczyć Ci z powrotem.
Poczekała na niego. Zaśmiała się, patrząc na Rico. On zawsze potrafił tą swoją mordą poprawić humor.
Właściciel
On zaś upuścił gałąź u Twych stóp, chcąc się jeszcze pobawić.
Rzuciła nią jeszcze raz. Pieprzyć cały świat,pies jest najważniejszy.
Właściciel
On zaś powtórzył cały proces, abyś mogła zacząć od nowa.
Więc rzucała mu tę gałąź jeszcze kilkukrotnie, a gdy się jej znudziło, usiadła na ziemi i poczekała, aż pies wróci.
Właściciel
Wrócił, kładąc się obok Ciebie, aby zacząć tak "mądrze patrzeć," jak to pies.
Zaczęła go drapać za uchem. Wiedziała, że im dłużej to robi, tym później będzie musiała się ruszyć do roboty.
Właściciel
Właściwie to nie miała nic do roboty, więc może spełnić tak cały dzień.
A może się jej tylko zdawało? Odnosiła wrażenie, że należenie do jakiejkolwiek społeczności wymaga wiele pracy, której się nie chce robić.
Właściciel
Jak na razie nikt nie zmusza Cię do wykonania owej pracy, prawdopodobnie Rick robi wszystko sam, a na dodatek nie ma tego za wiele.
Uwaliła się na ziemi i pomyślała, czy Rick i jego banda należą do tych krzywych mord, czy są sami swoi.
Właściciel
Rick na pewno należał do tych dobrych oraz samych swoich, a reszta... cóż, nawet ich nie poznałaś, nie wiesz nic, poza tym, jak każdy z nich ma na imię.
I gówno mnie to obchodzi. Nawet nieszczególnie zwróciła uwagę na te imiona.
Właściciel
Twe rozmyślania zostały przerwane przez strzały gdzieś w oddali, którym odpowiedziały inne.