Jest to ogromny krater z którego nie da się wydostać, Przywódca zna jednak wyjście, jest tu wiele starych klatek, klatki mają na sobie ,,Czujniki" które uruchamiają się przy dotknięciu ,,Otwieracza" Do klatek.
(Martwa Gwiazda)
Wrzucił Nockę do krateru i zamknął w klatce.
- Nie zrobisz mi tego...
Dał Jej mysz i odszedł jednym z tajnych wyjść.
Przybiegł nad krater
- Co tu się dzieje ?
Właścicielka
-Dlaczego on mi to zrobił?
Zapytała się samej siebie Kolorowa.
(Kolorowa miała Wizję, zobaczyła Kamienne Serce, Kkamienna powiedziała
- On boi się o ciebie... Myśli że sama sobie nie dasz rady, Kamienna znikła razem z wizją)
- Powiedz, czy mam mu wygarnąć, że nie po to cię uwalniałem, aby teraz cię więził ?
(Martwa gwiazda)
- Czyli to twoja sprawka?
Martwa Gwiazda uderzył Porannego czymś twardym tak że Poranny Zemdlał, zamkną go w klatce.
- Ekhem... drogi i tutaj nie wiem jak siè do pana zwracać bo tytułów do wyboru mam od ogona i trochę... ja jej nie porwałem. Porwał ją jakiś samotnik, który jest aktualnie w nieznanej mi odległiści od drogi. Ona zostala pdebrana samotnikom przez ludzi, po czym moi powaleni na czachy bracia i chcięli jà więziç aby no ekhem... tu się spotkalißmy, a ja pokrzyżowałem braciom plany i kosztem życia jednego z nich i własnej władzy nad rodzinà dałem jej wolność i bezpieczeństwo. Opiekowałem się nią kilka księźyców aż w końcu trafiliśmy tu i za całą tą fatygę i wszelkie wyżeczenia co dostalißmy od ojca, nic innego jak odebranie wolnoßci i życie na jego łasce.
Wykszyczał jak tylko powrócił do przytomności.
Właścicielka
Piękne, panie Poranny, chciała powiedzieć Kolorowa.
- To prawda.
- Rozumiem, w czasie pełni księżyca zostaniesz zabity.
Powiedział i wyszedł przez tajne wyjście.
Poranny jako kot dość mocno uduchowiony od spotkania z Kolorową padł na twarz i zaczàł zwracać siè o pomoc do Gwiezdnych.
- Jeżeli to wy jesteście dawcsmi władzy i życia każdego z władców klanów, jeśli to wy kierujecie mym nędznym losem i to wyście zesłali na mnie za równo to szczęście w klatce obok jak i to nieszczęście nad kraterem, przeto błagam was o interwencję w naszej sprawie. Jeśli jednak ma wola nie jest zgodna z waszą, niech wasza, a nie moja się stanie, ale też przyjmijcie mnie tamtej pełni w swe ramiona jako takiego samego syna jakim dla was jest każdy inny członek klanów i kot przestrzegający zasad kodeksu...
Cóż. Skoro przemówienie do wladzy wyższej jaką był ojciec jego ukochanej nic nie dało, pozostało mu wierzyć w szanse na onterwencje najwyższych znanych mu sił i mocodawców wcześniej wymienionego.
(Gwiezdni nic nie mówili)
*W Czasie pełni*
(Martwa gwiazda)
Wziął Klatkę Porannego, wszedł na wielki wulkan/krater wypełniony lawą,
- Żegnaj...
Upuścił klatkę do lawy.
Właścicielka
( Jednak klatka zaczepiła się o małą gałąź.)
(I Wypie**oliła się do krateru, ciągle była zamknięta)
- Kuźde...
Właścicielka
( I nagle je***! Klatka się otwarła spadając do lawy, a same kocura zostawiając na gałęzi, która była długa na dwa lisię ogony.)
( Śnieżna do Martwego)
Śnieżna akurat przechodząc sobie obok jak jedna z Gwiezdnych chciała dać do zrozumienia coś dla Martwiaka.
- Martwa Gwiazdo! Wypuść Nockę i pomóż Porannemu się wspiąć! On ją ocalił, a ty ją tera z więzisz! Wiem, że się starasz ją chronić, ale to nie jest dla niej dobre
(Martwa Gwiazda)
- Wiem o tym lepiej! Wynoś się!
Złapał porannego za futro i wsadził do lawy, oparzył się trochę.
Właścicielka
(Śnieżna)
- Jestem tobą zawiedziona...
Jestem na jakiejś kałęzi na scianie wulkanu nad lawą. Nie móhł mnie od tak z dupy chwycić i wyrzucić w lawę, couse szybciej sam by się spier*piiiip*ił ale dobra
- Wiem, dobrze ci tak... Najlepiej mnie zostaw i nie wracaj!...
Wrzeszczał na Śnieżną jakby mógł zabił by ją... Brakowało mu rodziny, przez to stał się Brutalny.
Właścicielka
(Śnieżna)
- Jeśli nie przestaniesz, to Gwiezdni odbiorą ci wszystkie życia i trafisz do Miejsca Gdzie Brak Gwiazd.
Z wyźej wymienionego powodu lezał spokojnie na galezi najbliźej ßcianki krateru by nie bylo go widać, wyrwał sobie końcówkę ogona i wbił jà na jedne z rozgałezien gałęzi po czym urwal je i wrzucil do lawy tak by ostatni widoczny byl właśnie fragment ogona.
(Martwa Gwiazda)
- To przez ciebie jestem taki! To wszystko twoja wina!
*wrzucił do lawy duży kamień (Ale nie taki Głaz...) tak że rozprysnęła się lawa, poszedł z wojownikami po średniej wielkości głaz i wrzucił go do lawy, był wielki rozprysk lawy... Aż w końcu... Wulkan wybuchł! Co zrobić wszędzie lawa! Martwy uwolnił Nockę i pobiegł na tereny klanu gromu.
// Tak dla wszelkich niedopowiedzeń, zaklepuję granie potomstwem Kolorowej jeśli Poranny zginie//
Poranny próbował jeszcze przed erupcjà na tyle wybić się na gałęzi by wyjść z wulkanu zanim zacznie się akt erupcji i deploatacji lawy na powierzchnię.
Jeśli dałby radè na czas wybic siè na tyle by złapac siè brzegu, wspina siè na górę i wieje gdzie pieprz rośnie, czyli prawdopodobnie w stronę klanu pioruna nie znając orientacji w terenia
Właścicielka
// Poranny ma jeszcze małą szansę na ocalenie się.//
# Edyt bez angola aby lepiej było z game masterować //
(Poranny został wyciągnięty z wulkanu przez jakieś mogę, tak to Błyszczący
- Bracie... Wybaczam ci za wszystko...
Powiedział Błyszczący i znikł)
Po twarzy Porannego popłynèły łzy. Mimo to nie tracił czasu na kontemplacje jakim cudem to się stało, lecz biegł w losową stronè... W sercu nie wierzył w to co siè stało i to, co widział. Nic nie rozumiał, jego serce bolało go, a straszliwe wyrzuty sumienia dały o sobie znaç.