Jest to duże miasto, ciągle chodzą tu ludzie i jeżdżą samochody, na końcu miasta jest ziemia niczyja, jest tu dużo kamer które są Hycla.
Właścicielka
(Kolorowa)
Po kilku godzinach drogi wreszcie doszli do miasta.
- E, Wilczek, gdzie teraz skręcamy? Lepiej idźmy do tej alejki, bo coś mi się widzi, że dwunożni nas zgniotą tymi długimi nogami.- Jak powiedział, taki i zrobiła.
- Hej. Dwunogi nie są takie mocne po za sezonem polowań. Damy radę bez problemu to zrobić.
Skręcamy w alejkę... Kochani!
Wilk powiedział to i ruszył za kolorową.
- A temu co ? Ofiara pożaru konopii, czy co ?
Pobiegł za nimi.
Właścicielka
(Kolorowa)
- Panie, jeśli moje zmysły się nie mylą, w pobliżu jest hycel. Jeśli nie chcemy zostać pieszczoszkami dwunożnych, a nie chcemy, musimy trzymać się z dala od drogi Grzmotu. Jeśli Gwiezdni dają ci wyostrzone zmysły, musisz je wykorzystywać jak najlepiej. A tak przy okazji... Wyczułam coś do wszamania, bo po kilku godzinach zgłodniałam.- Jeśli życie daje ci urodę,musisz ją wykorzystać jak najlepiej.I tego trzyma się Kolorowa. Przechodząc obok Porannego, Kolorowa dała swój ogon pod jego brodę i powoli poszła w kierunku jedzenia. Jeśli z Porannym nie wyjdzie, to zawsze Wilk zostanie.
(Wilk)
- Ciekawe kiedy zginiesz... Jedzenie, miłość i śmierć to zgrana paczka... Rób jak chcesz!
- Bogactwo, romans i chwała brzmi lepiej...
Odgryzł się choç delikatnie Wilkowi po czym poszedł za Kolorową.
- Śmierć w słusznym celu, jak obrona niewinnych jest równa chwale... Mogłem ją ponieść i byłem tego świadom. Nie przeszkadzało mi to. Warto jest ryzykować... tak i teraz zaryzykujmy.
Właścicielka
Kolorowa doprowadziła ich do śmietnika, a w śmietniku resztki obiadu wybrednego dzieciaka. Kiedy trochę wszamali, Kolorowa zauważyła coś.
- Ej, chłopaki! Za tym murem jest jakieś 20 lisich ogonów stąd jaskinia i mała polanka!.- Wykrzyknęła i poleciała jak najszybciej się dało.
- Czyżby wolne terytorium ? Brzmi dobrze...
Szybkimi susami starał się nadąrzać za Kolorową.
(Wilk)
Chodził po mieście, nie podchodził do drogi... W jego oczach pojawiły się lekki łzy
Zaczął śpiewać.
- Błyszczący, Czemu to zrobiłeś? Wszystkich dziś zgładziłeś... Czemu to zrobiłeś? Wszystkich dziś zgładziłeś, byłeś jak brat który nigdy mnie nie opuszcza... Lecz porwali cię oni, zabili cię... Odebrali cię... Na zawsze! Bez ciebie życie me mdłe... Bez ciebie życie me mdłe... Bez... Ciebie życie me mdłe!!....
Zaśpiewał smutno.
Przybiegli razem z Kolorową
- Nie ma to jak poszukać dobrego żarcia po wspaniałym dniu...
Podsumował Poranny.
(Rój)
Wyniósł ze sklepu długą parówkę...
Właścicielka
Kolorowa miała dosyć tego kocura...
- Czy on na prawdę musi być wszędzie gdzie my ?
Spytał w przestrzeń, prawdopodobnie w kierunku Gwiezdnych.
(Rój)
- Lepiej wracajcie do domu...
- Złodziej...
Chwycił Kolorową i pokierował w innà część miasta by nie wpaść na hycla.
- Złodziejami to wy jesteście
( Wilk )
Podszedł do Porannego
- Witaj Bratobójco...
Uśmiechnął się podle...
- A więc ten psychopata powiedział ci prawdę... Miło było mieć choç jednego brata, przynajmniej chwilę... bywaj...
Razem z Kolorową ruszyli w inny fragment miasta.
Właścicielka
Tak! Paczka Berlinek! Kolorowa zaczynała szmać.
Tymczasem Poranny wlazł na niedaleki dach i zakradł do gołębia łapiąc go i jedząc
- Krew...
Rzekł cicho sam do siebie.
(Wilk)
Dogonił brata
- Ciągle jesteś moim bratem, ciągle cię kocham...
Powiedział cicho.
- ...ale jak to ?
Zapytał mocno zdziwiony Poranny kończąc swojego gołębia.
Właścicielka
(Gepard :<)
Kotka biegła jak najęta.Uciekła od Ślepego Ogona. wskoczyła na dach.
- Cześć... Heh heh. Jestem Gepard...
- Witam, ja jestem Poranny, a to mój braciak Wilk. Ja wracam do swojej Kolorowej, a wy tutaj róbta co chceta....
Po powiedziawszy powoli zszedł z dachu.
(Wilk)
(Do Gepard) - Jestem Wilk.
( Do Poranka) - Zawszę cie kochałem bracie
Przytulił swojego brata (Tak po kociemu).
Właścicielka
(Kolorowa)
- Z kim rozmawiałeś?Znalazłeś coś do jedzenia?
No, ciekawa jestem.
- Kochanie lubisz gołàbki ? Łatwe do zdobycia w mieście. A co do rozmowy... niejaka Gepard... zostawiłem ją samà z Wilkiem. Może mu coś się polepszy humorek hehe...
(Wilk)
- Ej!! Poranek! Wszystko słyszałem!
Powiedział wściekły.
- Co braciak podsłuchujesz. Dobrze dla ciebie chce więc cichaj.
Właścicielka
- Ge- Ge- Gepard?! Tutaj?!
Zaskoczyła ją odpowiedź Porannego.
- em... tak. Znasz ?
Zapytał zdziwiony Poranny.
Właścicielka
- Ona też pochodzi z Klanu Śmierci...
Powiedziała Kolorowa.
- Klanu jak ?
Spytał lekko przerażony Poranny
(Wilk)
- Pochodzi z klanu śmierci, przywódca klanu śmierci ma pod władzą 5 lub 4 psy/psów...
- Aha... jak chcecie pogadać to schodźcie...
- Czyli dobrze się wam gada hehe...
Pośmieszkował z lekkim nakierowaniem podprogowym Poranny do swego brata.
Właścicielka
- Powinniśmy chyba już wracać do jaskini, co nie? Zimno się robi...
A matka natura wolała krótkie futerko dać dla Kolorowej, zamiast długiego.
- Dobra kochanie ty juź idź do jaskini, a ja idąc dachami nałapiè gołębi na kolacje.
Spojrzał na dach z Wilkiem
- Ty i ta twoja dziunia też jesteście mile widziani.
Po tych słowach wskoczyl na dachy i zaczął łapać gołębie nie spuszczając oka z Kolorowej.
(Wil)
Był naprawdę wkurzony,
- Ty lepiej idź rób kociaki swojej ,,Loszce"...
Powiedział i odszedł do jaskini.