Właściciel
Jeśli miasto jest organizmem to ulice są swoistymi żyłami i tętnicami. Dzielą się one na setki różnych typów, od brudnych uliczek dzielnicy portowej, do zadbanych alei Kapitolu. To dzięki nim pijaczkowie są w stanie trafić do baru, a cenne towary mogą się dostać do portu skąd mogą ruszyć dalej w świat.
Właściciel
Mężczyzna westchnął cicho i uśmiechnął się. Cudny dzień.. Szkoda, że nie mam żadnych zadań.. Idealna pogoda.. Po dłuższej chwili rozmyślania, Chris wstał z łóżka krzywiąc się nie znacznie. Wyszedł na zewnątrz wdychając świeże powietrze. Ruszył spokojnym krokiem w stronę portu.
Chyba nawet slumsy uległy sierpniowemu słońcu. Po ulicach przechadzali roześmiani marynarze, a lokalne pijaczki pozdrawiały swoich podnosząc swoje poplamione kapelusze. Gdzieś w oddali było słychać mandoline...
Czarnowłosy uśmiechnął się szerzej. Cudowna okolica.. Jego myśli były nadzwyczaj spokojne. Rozglądał się dookoła spoglądając na szczęśliwych ludzi. Jak na razie nie czuł potrzeby ruszania się z tego miejsca. Chociaż niedługo muszę znaleźć jakąś robotę.. Westchnął w myślach nadal idąc do portu.
Właściciel
Po kilku minutach spaceru byłeś już nad brzegiem morza. W tym miejscu nie śmierdziało aż tak bardzo, a w pobliżu było kilka ławek i tylko na jednej spał bezdomny!
Chris uśmiechnął się pod nosem i zerknął na bezdomnego. Westchnął cicho i usiadł na ławce. Wpatrywał się w morze oczekując aż barka stanie przy porcie. Ciekawe co tym razem przewożą..
Właściciel
W barce było widać kilkunastu marynarzy marynarki powietrznej. Sielankę przerwał ci wysoki blady człowiek w ciemnych okularach i wysokim kapeluszu. - Jest sprawa Durant.
No i coś się dzieje.. Uśmiechnął się triumfalnie.
-Tak? Jaka jest sytuacja..?-podniósł się z siedzenia i otrzepał spodnie. Nigdy nie zadawał pytań z kim rozmawia, to zajmuje zbyt dużo czasu..
Właściciel
- Siadaj dzieciaku. - Pociągnął cię za rękaw i usadził na ławce. Rozejrzał się po ulicy i odchrząknął. - Trzeba jednego sku#wiela posłać do piachu. - Wyciągnął ze swojego nessesera plik dokumentów które ci podał.
Chwycił plik i szybko przeglądnął go.
-Do usług..-uśmiechnął się lekko. Nie lubił gdy ktoś go przezywał ale nie chciał się naprzykrzyć swojemu klientowi.-Gdzie teraz się znajduje?
Właściciel
- Powinien być w swojej dobrze strzeżonej rezydencji w Kapitolu. Wszystko inne masz w aktach. Powodzenia. - Tajemniczy kilient zamknął swoją walizkę i udał się w głąb miasta.
Mężczyzna westchnął cicho i oparł się plecami o ławkę. Jeszcze raz przejrzał papiery.
-Może być ciekawie..-uśmiechnął się pod nosem i wstał powoli. Schował akty i ruszył. W końcu trzeba spakować potrzebne rzeczy..
Właściciel
W papierach było napisane, że jego celem jest Lord Zekelies, bardzo krzykliwy i nisko urodzony szlachcic. Co ciekawe na aktach był wyraźnie nakreślony... znak ruchu oporu! Po paru chwilach był już pod swoją klatką.
-Interesujące..-mruknął pod nosem instynktownie otwierając drzwi i wchodząc do środka. Nadal był zapatrzony w papiery i o mały włos się wywalił, jednak szybko złapał równowagę i ruszył spakować potrzebne rzeczy.
Właściciel
Otwierasz drzwi a tam, Zmiana Lokacji!
Właściciel
Podszedł szybko do łóżka. Wyciągnął torbę i ruszył do szafy. Otworzył ją i zafascynowany, przez chwilę wpatrywał się w swoją broń. Potem błyskawicznym ruchem wyciągnął kilka ulubionych broni i nóż. Wszystko to wpakował do torby, którą przewiesił przez ramię pogwizdując wesoło. Ruszył ku wyjściu. Zamknął drzwi chowając klucz.
Ulice nieco opustoszały, ponieważ większość ludzi skończyła przerwę i udała się na powrót do pracy. Pewnie dla tego nikt nie zwracał uwagi na młodzieńca z wielką skórzaną torbą.
Nadal pogwizdując, ruszył w dobrze znanym sobie kierunku. Nie liczył raczej na pomoc kogokolwiek. I tak prawie nie znalazł tu nikogo, jak i również nikogo nie chciał w to mieszać.
Właściciel
Ulice zdecydowanie się uspokoiły. Gdzieniegdzie można było tylko spotkać paru pijaczków, oraz miłe panie reklamujące swoimi ponętnymi ciałami przybytki wątpliwej rozkoszy.
Właściciel
Po chwili barka przybiła do portu, a marynarze ochoczo wyszli z łajby na suchy ląd.
Twoi kompani ochoczo ruszyli w znanym wszystkim celu, lecz Howard wciąż stał tam z tobą widocznie nie chcąc odpuścić.
Skrzywił się nieznacznie patrząc na kobiety.
-Wstydu im brak..-westchnął pod nosem odwracając wzrok. Szedł dalej już z mniejszym zaangażowaniem. Rozmyślał nad tym jak zabić tego całego Lorda.
Właściciel
Reszta drogi minęła ci bez większych nieprawidłowości.
Nic już nie wymyślimy więc Zmiana Lokacji!
Konto usunięte
-A pan nie idzie napruć się w burdelu, jak to ujął wcześniej pan Gromling? - spytała spoglądając na niego. Wolnym krokiem ruszyła w stronę lądu.
Właściciel
- Ja nie potrzebuję takich pustych uciech jak pan Gromling, moja pani. Mnie interesują tylko zacne kobiety takie jak ty.
Konto usunięte
Zaczerwieniła się lekko i, by to ukryć, odwróciła się w przeciwnym do niego kierunku udając, że coś obserwuje.
-Może wykorzystamy wolny czas i pójdziemy zjeść coś bardziej zjadliwego niż to, co dają nam w wojsku?
Właściciel
Uśmiechnął się głęboko. - Czytasz mi w myślach. Tu niedaleko jest urocza Quadralska knajpka z bardzo dobrym ciastem. Co ty na to?
Konto usunięte
-Chętnie tam pójdę - powiedziała z uśmiechem odwracając się znów w jego stronę.
Właściciel
- Więc chodźmy. - Objął cię ramieniem i udaliście się w kierunku dzielnicy imigantów.
Zminaaaaa Mapyyyyy
Właściciel
Post Startowy
Siegiej właśnie palił papierosa przed swoim blokiem. Słońce chyliło się ku zachodowi, a w pobliżu był tylko śpiący bezdomny i pani do towarzystwa.
Dopalił swą fajkę, rzucił niedopałek na ziemię i zdeptał go butem. Wtedy ruszył do siedziby swego gangu.
Właściciel
Kilka przecznic przed budynkiem w którym miałeś siedzibę usłyszałeś strzały, dużo strzałów.
Jednak pchanie się samemu w środek strzelaniny mądre nie było. Zamiast iść, pobiegł do kryjówki.
Właściciel
Gdy dotarłeś na miejsce powitał cię przerażający widok. Budynek w którym do tej pory była siedziba twojego gangu był szturmowany przez wojsko. Widać było że atak trwa od dłuższego czasu, a nad budynkiem latały Schelty.
W takim razie ulotnił się dyskretnie, jak najdalej od tego miejsca.
Właściciel
Idąc zauważyłeś oddział żołnierzy idących w twoją stronę. Jeszcze cię nie zauważyli.
Rozejrzał się za jakimiś bocznymi uliczkami czy zaułkami.
Właściciel
Akurat był jeden, ciemny i śmierdzący, obok ciebie.
Chowa się w nim, licząc, że patrol go minie.
Właściciel
Na szczęście nikt cię nie zauważył, lecz na śmietniku nieopodal niebie przysiadł Schelt.
//Jeszcze jeden jedno zdaniowy post i możesz pisać nową postać >:(
//Więc zanim coś napiszę to powiedz: czy patrol już sobie poszedł?//
Wolał się nie odzywać, by nie prowokować stwora. Uniósł dłonie w obronnym geście i wyszedł z zaułka, twarzą do niego. Gdy go opuścił udał się w kierunku przeciwnym do tego w jakim poszedł patrol.
Właściciel
Uniknąłeś prowokacji i bezpiecznie oddaliłeś się z miejsca zbrodni. Chwile potem znów byłeś na tej samej uliczce. Pijak wciąż spał, a dziewczyna wciąż kusiła swoim ciałem.
Ruszył przed siebie chcąc jeszcze bardziej się oddalić.
//Rebelianci mają takie jawne krajówki, o których wie przykładowy Janusz, czy raczej nie?//
Właściciel
//Gdyby mieli to byliby to niesamowicie lujowi rebelianci :/
Z braku szerszych perspektyw udał się do najbliższego baru, na kilka głębszych. Po piwko zawsze nachodziło go jakieś myśli, czasem dobre, a czasem złe. Dziś liczył na te pierwsze.
Właściciel
Niedaleko był pewien obskurny lokal. W środku kręciło się parę nieciekawych typów, ale ty sam do takich należałeś.
Czyli idealne miejsce dla niego. Wkroczył do lokalu i od razu ruszył do lady, rozglądając się przy okazji po klienteli i samym barze.
Właściciel
Bar był brudny, a klientela to byli w gruncie rzeczy pijaczyny i lokalni rabusie. Gdy stanąłeś przy barze barman rzucił oschle - Co podać?
- Macie coś mocnego? - odparł, pytaniem na pytanie, i sprawdził ile ma przy sobie.
Właściciel
- Mamy Zielinańskie Mleko. - Rzucił kładąc ręce na blacie.
//Pisałem też, że sprawdził ile ma przy sobie, a że nie odpowiedziałeś to nie wiem czy zamawiać cokolwiek.//
- A drogie to cholerstwo?