No po prostu tam gdzie są więźniowie, czy coś. Błądził po tym przybytku.
Gdurb
- To może podzielisz się ze mną swoją wiedzą?
Tarn
Spróbował je zatem wyważyć jakoś swoim ciałem... Czy coś.
Troyus
- No Sanczo, to gzi tyro? Ja żem wybierał w uprzednim przybytku, teraz zaś Twa jest zacna kolej, byś pokierował nami zacnymi po tymże zacnym mieście.// Da się zrozumieć? ;-; //
Właściciel
Vader:
O dziwo, brak odpowiedzi.
Max:
No cóż, błądzenie to też metoda, bo rzeczywiście znalazłeś swoje upragnione cele.
Wiewiur:
- A czym tu się niby dzielić?
Trzymały się twardo, ale na pewno nie poprzestaniesz na jednym razie, prawda?
//Ta.//
- Yyy... To może by tak... Tam? - spytał, wskazując na odległy jeszcze, acz widoczny, główny rynek.
Gdurb
- No nie wie, ja na przykład nie wiem jak takie dziadostwo zabić, a po to przyszedłem. Po informacje.
Tarn
Tarcza coś pomoże?
Troyus
- Zatem w drogę! Wio zacny Havirze! Zdobądźmy tenże Rynek! Wijo! Wijo!- Popędził tam swojego zacnego osła, który lepszy był od innych koni w charakterze, w wyglądzie, w pędzie. Każdy inny koń gorszy był od Havira, Królewsko urodzonego osła Troyusa!
Ponownie zapukał, później wszedł.
Właściciel
Vader:
Podwójne fiasko, bowiem na pukanie nikt nie odpowiedział, a drzwi nie ustąpiły, bo zamknięte.
Max:
Ino no do kogo to powiedzioł?
Wiewiur:
- Ty na serio jesteś jakiś tępy. Co tutaj tłumaczyć?
Możne spróbować.
Owszem, niewiele rączych rumaków sięgało do kopyt Twego wierzchowca, acz wszystkie, nawet znacznie gorsze, były posłuszniejsze, a Twój postanowił sobie stać i nigdzie się nie ruszać.
Gdurb
- No wiesz, jak próbowałem taką Drowkę trafić, to zrobiła unik. Szybki unik. Więc, mogę wiedzieć jak Ty byś to rozegrał?// Coś czuję, że on i ten typek się nie rozumieją ;-; //
Tarn
Spróbował więc wyważyć drzwi tarczą.
Troyus
Pewno jest zmęczony.
- Może poszukamy jakiś stajni, czy czegoś? Havir wydaje się być taki zmęczony.
Właściciel
Vader:
Nie za bardzo kto miał Ci odpowiedzieć.
Max:
Niezbyt, a przynajmniej nie w tej części lochów.
Wiewiur:
//Bo ona użyła Magii, a Ty opisujesz to jako zwykły unik :V//
Udało się dopiero za trzecią próbą, ale nie ma z czego się cieszyć, bo zaraz pewnie zlecą się całe tabuny strażników.
- Jak na moje, to chce marchew. - odparł Twój towarzyszy fachowym głosem.
To ma się bawić w zagadki?
Gdurb
// Aha, to ten... Tutaj inny odpis :V //
- Czyli trafiłbyś Dorwkę, która w sekundę przenosi się za Twoje plecy?
Tarn
Rozglądnął się jeszcze szybko w poszukiwaniu wyjścia, po czym zajrzał do pokoju.
Troyus
- A zatem zacny Sanczo, przypilnujesz Ty mi osła mego dzielnego, co to jak wystrzeli, to każdy ogier nie będzie w stanie za nim nadążyć, a ja pójdę kupić mu Marchew, o jakiej marzy każdy inny koń!- Poszedł w stronę tegoż wielkiego i wspaniałego straganu, miejsca gdzie uczciwi ludzie, za uczciwie zarobione pieniądze sprzedając swoje towary po nieuczciwej cenie, jeszcze gorszym ludziom.
Właściciel
Vader:
Albo wrócić później.
Max:
W końcu trafiłeś pod celę pilnowaną przez parę strażników, z którymi rozmawiała para twoich znajomków.
Wiewiur:
- No nie, bo to Magia. A cholerna Magia wszystko komplikuje.
Wyjścia brak, zaś pomieszczenie okazało się czymś na kształt bogatego salonu i jadalni w jednym.
Sanczo oczywiście nie protestował, więc spokojnie zawędrowałeś na targ. A cóż to było za miejsce! Niemalże inny świat, gdyż nigdzie indziej nie widziałeś tego, co było tutaj: Tak pięknych dam, tak bogato ubranych mężczyzn, tak uzbrojonych i wyposażonych strażników, tak licznych żebraków i kieszonkowców i wreszcie tak licznych kramów i straganów, które oferowały dziesiątki, a może i setki, towarów, z których część znałeś, o innej części mogłeś tylko śnić, a resztę widziałeś po raz pierwszy.
- Wiadomo cuś o nim, czy ni?
A więc ruszył do karczmy na jakiś obiad.
Gdurb
- Na magię już nie macie odpowiedzi?
Tarn
Tutaj raczej nikogo nie powinno być. Chociaż mimo to wszedł do pomieszczenia i rozglądnął się.
Troyus
Jak Ci ludzie są rozrzutni! Przecie to nie trza jakiś tam straganów budować, tylko ino wystawić wsyztko na ziemi i tak sprzedawać! Pewno za to można by wioskę zbudować. I to jeszcze nie byle jaką, a taką co by wszytkie ludzie miały dach nad głową! Zaczął szukać sprzedawcy marchewek najwyższej jakości. W końcu nie będzie karmił Havira jakąś marchwią. Może być zatruta czy coś podobnego!
Właściciel
Max:
- Dopiero go tu przyprowadziliśmy, kmiocie. - mruknął jeden ze strażników. - Niby co chcesz o nim wiedzieć?
Taczka:
Bynajmniej nie pozwolił Ci na to, nie odstępując nawet na krok i zasypując Cię gradem ciosów tak intensywnym, że wyjęcie kuszy i nie otrzymanie śmiertelnego ciosu było niemożliwe.
Vader:
Udało Ci się wyjść na zewnątrz i trafić do jakiejś karczmy, pustawej o tej porze dnia. Jedynym gościem, który odbiegał od reszty (czyli mieszczan, kupców, podróżnych i najemników) był Nag niemalże leżący korpusem na stole i smętnie wpatrujący się w swój kubek wypełniony jakąś cieczą.
Wiewiur:
- Magia to... dziwna sprawa. No i zależy też jaka.
Tak jak przewidziałeś, pusto.
O ile nie znalazłeś kupca specjalizującego się w marchwianym handlu, to znalazłeś takiego, co sprzedawał różnorakie warzywa i owoce, a wśród nich był właśnie ten pomarańczowy pokarm boskich rumaków.
- Nooo.. chocioby imie, czy zuy, czy dubry, czy w jakie szajce?
Ech, Nagowie. Dziwne kreatury. Jak na razie podszedł do barmana.
Gdurb
- Nie znacie kogoś, kto mógłby wiedzieć?
Tarn
To teraz wyważyć ostatnie drzwi.
Troyus
No co za skandal! Cóż to się tutaj odprawia?! Jeden człowiek handluje tym wszystkim?! Toż to nie do pomyślenia! To znaczy, że ma on władzę! Ma on wszystkie warzywa, czyli może rządzić warzywnym rynkiem, nie dając szansy innym handlarzom, którzy chcieliby wejść na ten przykład z ziemniakami! Podszedł niechętnie do tegoż panocka, gdyż sprzedawał on Boski Pokarm.
- Dzieńdobreż, chciałbym kupić to pomarańczowe warzywo rozkoszy. To warzywo, które spełnieniem niejednej żywej istoty jest. Mógłbym ja żem wiedzieć ileż to tenże pokarm mógłby kosztować?
//czyli mnie widzi :/ //
Wykonał atak ostrzem w prawą rękę swojego przeciwnika.
Właściciel
Opliko:
Nie spojrzała na Ciebie, a nawet nie odpowiedziała, tak zaabsorbowana widokiem i pięknem tego miejsca.
Taczka:
//No widzi. Czyli opłaci Ci się zabicie go :V//
O dziwo, tym razem nie tylko trafiłeś, ale zatopiłeś go głęboko w jego dłoni, niemalże na wylot.
Vader:
O wiele bardziej niż Tobą, zainteresowany był parą Elfek, z którymi prowadził obecnie rozmowę.
Max:
- Maga Bólu ściągniemy później, bo teraz milczy jak zaklęty.
Wiewiur:
- No znaczy wiesz, niby Magię zwalcza się Magią, są tej jakiejś artefakty i tym podobny szajs, ale ja temu nigdy specjalnie nie ufałem... Jestem prostym człowiekiem, to nie dla mnie.
Poprawka: Teraz tylko nie spłonąć żywcem, bo kobieta znów się Tobą zainteresowała.
- Że marchew? - spytał zdziwiony, jedną dłonią drapiąc się po głowie, a drugą na owe warzywo wskazując.
-Jo mogem siem nim zajoć. Poczebuje tylku byku z brozu.
Gdurb
- Czyli nie znacie żadnego Maga, który byłby w mieście?
Tarn
Można dokładniej? Rzuciła w niego kulą ognia, czy po prostu widział jak schodziła ze schodów?
Troyus
- Tak, mości panocku, właśnie o tym rozprawiam. Kupiłbym tego ze sztuk cztery i zapłacił uczciwie, po czym nakarmiłbym tym swego wierzchowca, którego każdy chciałby mieć.
No to je**ć, gdzieś w rogu zasiadł.
//Pewnie się zregeneruje.//
Żeby nie tracić czasu wykonał pchnięcie w brzuch swojego przeciwnika.
Właściciel
Max:
- Byk z brązu? Że co, ku*wa?
Taczka:
//Będą dobre fanty, zobaczysz.//
I tym razem zablokował, a także postanowił iść za ciosem i wyrwać Ci Twoją broń. O ile mu się to udało, to stracił też przy okazji własną.
Vader:
To już Ci się udało bez problemów.
Wiewiur:
- Ja kojarzę dwóch: Jeden kiedyś uczył tutaj Magii, ale gdzieś wyjechał, a drugi pływa razem z nami.
To drugie, choć poza ty, że schodziła, to też widać, iż wymawiała jakieś zaklęcie.
Kupiec pokiwał głową i wręczył Ci co lepiej wyglądające warzywa.
- To będzie cztery sztuki srebra.
Gdurb
- Jakiej magii używa?
Tarn
Poszukał jakieś kryjówki.
Troyus
- Ależ proszę, o szlachetny ciężko pracujący panocku.- Sięgnął do mieszka i wręczył sprzedawcy tyle ile chciał, po czym wziął boską moc uwięzioną pod postacią marchewki, dzięki której Havir pośle go i na drugi koniec świata!
Poczekał, aż coś się wydarzy. No, może minie kilka godzin?
- Nu do turtur. Bydzie siem gotować tak dugo, oż ni powi. My tak na wsi robić i to działać! Ewentualnie jakoś piłówkę. Tako dwutrsonno z zobkami.
//Raczej trudno się wyrywa przymocowane ostrzę.//
Skoro nie miał ostrza, to trzeba użyć rąk. Wykonał zamach w głowę przeciwnika prawą ręką, która jest dozbrojona metalowym przyczepieniem na sztylet.
Właściciel
Wiewiur:
- Powietrza i Wody. A co?
Tak na szybko to możesz uciec tylko do jednego z dwóch otwartych uprzednio pomieszczeń.
Kupiec podziękował i schował monety do sakiewki, a Tobie nie pozostaje nic innego, jak tylko wrócić do swego rączego osł... rumaka. Tak, rączego rumaka.
Max:
- Yyy... No dobra, więc jak Mag nic nie zdziała to poślemy po Ciebie, zgoda?
Taczka:
//No to jest właśnie jeden z tych fantów.
I w ogóle jak mam rozumieć "metalowe przyczepienie na sztylet"?//
Vader:
No niekoniecznie, bo już po kilkunastu minutach coś się stało, a mianowicie karczmarz wrócił do pracy, więc masz w końcu okazję coś zamówić.
- Ale ju bym chcioł do przyjazdu moga siem poba... yyy to znuczy przesłychać.
Gdurb
- Myślicie, że podołałby jakoś tej kobiecie, co to w sekundę potrafi zmienić położenie?
Tarn
Zamknął drzwi do jednego pomieszczenia, samemu uciekając do drugiego. // losowo, wybierz pomieszczenie do którego uciekł :v //
Troyus
Wrócił więc w te pędy do swojego kochanego rumaka, który pewno już się doczekać nie może sowitej nagrody za wykonanie tak ciężkiego zadania, jak wożenie go na swoim grzbiecie. Podszedł do niego i wręczył mu to soczyste warzywo przyjemności, warzywo zdolne ukoić nerwy, i leczyć rany każdego kto tylko to spróbuje.
A więc do niego podszedł.
-Witam.
Właściciel
Opliko:
- Dopiero teraz? - spytała ze śmiechem. - Ja miałam takie przeczucie od kiedy znalazłam się na szlaku.
Taczka:
//Teraz łapię.//
O dziwo, trafiłeś i z pewnością nabiłeś mu sporego guza, a i jęk bólu, jaki z siebie wydał, mówi sam za siebie.
Vader:
- No witam, witam. - odrzekł i zmierzył Cię wzrokiem. - Podać coś?
Max:
- Dopóki Mag nie przyjedzie, musi być w jak najlepszym stanie, jasne?
Wiewiur:
- Jeśli zapewnisz mu odpowiednią motywację to... Chyba tak.
I znów wróciłeś do salonu, zamykając za sobą drzwi. Ale czy na pewno wystarczą, aby ją zatrzymać?
Tym poetyckim akcentem zakończyłeś swą eskapadę z marchwią, a i osioł był zadowolony z posiłku. Niestety, Twój towarzysz, który właśnie do Ciebie podchodził, nie wyglądał na szczęśliwego, a wręcz przeciwnie.
- No to słobo panocki.
Poszedł więc ponownie do swojego szefa, z nadzieją że znajdzie mu jakieś zajęcie.
Gdurb
- Złoto wystarczy?
Tarn
Rozglądnął się za jakimś oknem, innymi drzwiami, czy czymś podobnym.
Troyus
Szczęścia Havira stoi u niego wysoko, lecz szczęście jego towarzysza jeszcze wyżej. Podszedł więc on do swego towarzysza wiernego i rzekł mu:
- A niechże, Sanczo, co żeś się Tobie stało?! Przecieższe//Tworzę nowe słowa :v // jest najmężniejszy z mężnych, to ludzie powinno tak wyglądać kiedy tylko Ciebie ujrzą.
Poszedł za ciosem i uderzył go lewym sierpowym.
Właściciel
Vader:
W innej karczmie pewnie byś go nie dostał, ale że Gilgasz to miasto portowe, które do tego utrzymuje się z kontaktów ze wszelkimi wilkami morskimi to rumu mieli to zapewne tyle, co piwa, dzięki czemu po chwili karczmarz napełnił Twój kufel tym napojem morskich bogów.
- Sztukę złota. - powiedział jeszcze i opuścił Cię, aby dolać jakiegoś mętnego i zielonego płynu do kubka Naga.
Opliko:
- I co? Może jeszcze powiesz, że to koniec naszej drogi i chcesz tutaj osiąść na stałe?
Taczka:
Cios odrzucił go o kilka kroków i nieco zamroczył. Gdy odzyskał trzeźwość myśli potarł bolące miejsce i splunął na bok krwią.
- Masz dość siły i umiejętności, aby ta walka była ciekawa. - odezwał się po raz pierwszy od początku walki Serce. - Ale tak się składa, że mnie brakuje... czasu. - dodał i nagle poczułeś się dziwnie, jakbyś nie mógł wykonać choćby i najmniejszego ruchu, niezależnie od swojej woli.
Max:
Fakt, że zabronił Ci wejść, twierdząc, że jest zajęty, sprawia, ze chyba sam musisz coś sobie zorganizować.
Wiewiur:
- Złoto? Na pewno, ale nie wiem, czy masz go dość.
Było okno, acz za małe, żebyś się przez nie przecisnął. Innych drzwi również brak.
- Nie najmężniejszy, a najgłupszy, mój druhu. - odrzekł Ci przyjaciel, smutniejąc jeszcze bardziej. - Tak się składa, że z mej winy straciliśmy całe nasze złoto.